Wkładając dzisiaj brudne rzeczy do pralki, pomyślałam sobie "Jak to dobrze, że wystarczy załadować automat, włączyć go, a po krótkim czasie powiesić czyste i pachnące ubrania!". A potem zaczęłam się zastanawiać...
Co by było, gdyby nie było pralek, kuchenek elektrycznych czy gazowych, odkurzaczy, żelazek, radia czy telewizji, telefonów komórkowych, suszarek do włosów, prostownic, fotelików samochodowych czy jednorazowych pieluch dla dzieci... Co by było, gdyby w ogóle nie było prądu?! Mielibyśmy wtedy LEPIEJ czy GORZEJ?
Próbuję sobie wyobrazić, jak z małymi dziećmi na rękach funkcjonowały nasze babki czy prababki. Jak im było bez tych wszystkich udogodnień, do których my mamy nieograniczony dostęp. Jak one sobie radziły (o zgrozo!) z praniem pieluch?! Jak kąpały swoje pociechy, nie mając pod ręką stylowych wanienek, drogich kosmetyków, mięciutkich ręczniczków? Czym wycierały pupy niemowlaków, skoro nie było chusteczek nawilżających? Jak pozbywały się (no właśnie: JAK???) baboli z nosków, nie używając do tego aspiratora? Jak oprócz tego znajdowały czas na gotowanie, sprzątanie, prace w gospodarstwie...
Ano radziły sobie! I to doskonale!
Dlatego śmiem twierdzić, że my mamy lepiej. Wszystkie udogodnienia są na wyciągnięcie ręki. Możemy zabrać naszego dzidziola pod pachę, wsiąść w samochód i pojechać z takim maleństwem na zakupy, do znajomych czy na wakacje. Nie musimy biegać po wodę do studni czy zbierać chrustu na opał. Możemy kupić wszystko, dosłownie WSZYSTKO, co pozwoli nam być idealnymi matkami, żonami, kobietami po prostu!
W takim razie dlaczego tyle mam woli nosić swoje pociechy w chustach, karmić je nie jedzeniem ze słoiczków czy paczek, ale piersią, a później ugotowanym własnoręcznie obiadkiem, najlepiej z warzyw z własnej uprawy (ewentualnie "babcinej" lub "sąsiadkowej")? Dlaczego niektóre mamy kupują pieluchy wielokrotnego użytku i ubierają swoje dzieci w ciuszki po maleństwie koleżanki lub kuzynki? Dlaczego nie korzystają z tego, co jest łatwiejsze? Dlaczego robią sobie pod górkę? No właśnie, DLACZEGO?
I tu pojawia się zgrzyt. Bo my i owszem, mamy dużo LEPIEJ, ale to nasze LEPIEJ niekoniecznie jest czymś dobrym dla naszych dzieci. To nasze LEPIEJ zastąpić można słowem WYGODNIEJ, ŁATWIEJ, a to z kolei oznacza GORZEJ dla kolejnych pokoleń.
Na szczęście coraz więcej mam wybiera LEPIEJ nie dla siebie, ale LEPIEJ dla swojego macierzyństwa, dla swojego dziecka. Nie oznacza to, że porzucają wszystkie zdobycze cywilizacji; że zamykają się w czterech ścianach; że są styrane niekończącym się praniem pieluch. O nie! Mamy wyznające zasadę LEPIEJ są po prostu świadome.
I chwała im za to!!!
mądrze piszesz!
OdpowiedzUsuńMaja