Machina BLW ruszyła na całego!


I to zupełnie przypadkiem... Ale od początku!
Tak jak wcześniej pisałam - Szymek uwielbia jeść. Chętnie próbuje nowych rzeczy, a gryzienie nie sprawia Mu kłopotu. Chętniej jednak zjadał to, co włożyło Mu się do buzi, niż to, co leżało przed Nim na stole. Irytowało Go to, że wszystko wypada Mu z ręki, jest śliskie i nie zawsze współgra z ciałem :) 
Po ostatniej chorobie - "jelitówce" - pojawił się spory kłopot z jedzeniem. Szymek miał wielkie opory przed skonsumowaniem czegokolwiek (poza cycusiem, oczywiście!). Przyczyny tego upatruję w tym, że w czasie choróbska, chcąc nie dopuścić do tego, żeby się odwodnił, podawałam Mu płyny (niezbyt smaczne) w czymkolwiek i na czymkolwiek się dało. W ten sposób Synek zniechęcił się i na sam widok butelki, kubka czy łyżeczki zaciskał usta.
Brakowało mi już pomysłu, jak z powrotem zachęcić Go do jedzenia...
Kiedy wczoraj na obiad zrobiłam makaron z sosem pomidorowym, z bezsilności włożyłam trochę jedzenia do miski Szymka i po prostu postawiłam Mu ją na blacie krzesełka. Najpierw miał zaskoczoną minę. Patrzył na mnie tak, jakby chciał powiedzieć: "I co teraz mam z tym zrobić? No! Nakarm mnie, Mamo!". Nie reagowałam. Po chwili zaczął interesować się jedzeniem. Najpierw nieśmiało dotknął miski. Potem ją chwycił i... próbował zjeść :) 


Następnie włożył rękę w makaron, robiąc przy tym niesmaczną minę :) Po chwili miał już pełne garście jedzenia... W ten sposób bardzo szybko opróżnił miskę, chociaż rzecz jasna jedzenie trafiało raczej na blat i ubranie, a nie do brzucha :)
Kiedy miska była już pusta, zabrałam ją, ale jedzenie zostawiłam . Szymek nadal się nim interesował (i nie oznacza to, że się nim bawił!). Najpierw (nieśmiało) jedna, później druga, a za nią kolejna makaronowa kokardka lądowała w buzi mojego małego mądrali! Sukces! Pierwszy - zupełnie samodzielny - posiłek za nami! 















Cieszę się ogromnie - nie tylko z powodu pierwszego samodzielnego posiłku Szymka - ale również dlatego, że organizacyjnie przedsięwzięcie to okazało się czymś naprawdę prostym! Bałagan, którego tak się bałam, ogarnęłam w 3 minuty. No bo co to za problem przetrzeć wszystko ściereczką a resztki jedzenia dać psu? Synka jeszcze przed posiłkiem ubrałam w takie rzeczy, które plam się nie boją, bo już podniszczone są i tylko do tej czynności będą przeznaczone. Usmarowane sosem policzki, czoło, uszy, włosy i ręce po same łokcie to też nie problem. Od czego są chusteczki nawilżające?  
Od wczoraj jedzenie w naszym domu przeszło na wyższy level ;)  
... a dziś na obiad kurczak, kalafior i ziemniaki. Ciekawe czy też zostaną zjedzone z takim apetytem...    
   

12 komentarzy:

  1. Ile radosci:)
    Tez balam sie tego balaganu po samodzielnym jedzeniu, ale nie taki diabel straszny:) choc czasami bywa ciezko:/ zwlaszcza, ze my psa nie mamy:P

    OdpowiedzUsuń
  2. hha smiechu co nie miara ! ;-))) chlopaku jakis ty duzy nasza rodzinna najmlodsza pociecha fajniutki milutki kotek *** haha zmienia sie i rosnie jak na przyslowiowych drozdzach !!! zasluga idomo kogo kto serwuje takie pysznosci mama i tata macie super synka :-)))) usciski i pozdrawiamy ** Agnieszka :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo! To teraz już z górki :)
    Widok takiego umorusanego jedzeniem Szymka bezcenny :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby apetyt dopisywał! Pięknie zajada! Aż sama się głodna zrobiłam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulujemy! Ale Szymek cudnie wygląda na zdjęciach :) I chyba jest zadowolony :) To teraz przed Wami przygoda jedzeniowa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super zdjęcia! :)

    Nie mogę się doczekać, kiedy my zaczniemy dawać Zosi jedzonko do łapki. Na razie czekamy by samodzielnie siedziała. Ale mam trochę obawy, czy dobrze połknie, pogryzie, czy nie zakrztusi się?... Ma tylko 2 ząbki więc jak ma pogryżć np. kawałek chlebka czy brokuła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez problemu pogryzie! Szymek ma 4 zęby, z czego 2 dopiero kiełkują. Takie małe dzieci gryzą (a raczej rozgniatają) przede wszystkim dziąsłami :) I mała jest szansa na zachłyśnięcie - kilkumiesięczne bobasy są zaprogramowane tak, że od razu wypychają to, co mogłoby spowodować kłopot. Czytałam o tym w książce BLW :)

      Usuń
  7. Szymek uroczy:) Ciekawe jak będzie dalej. Nigdy nie zgłębiałam tajników BLW, ale coś w TYM jest. Jeszcze do niedawna nie wiedziałam, że czasami stosuje tę metodę. Jak mam czas i cierpliwość;) to też podaję Frankowi miseczkę z jedzeniem i sobie sam wcina nawet duże kawałki. Jeszcze nigdy się nie zakrztusił, a ma z tego radochę. Jeśli jest głodny to ładnie je, a jeśli nie ma apetytu to (jak to nazywa mój mąż) bawi się w rozrzutnik :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ale od razu widać, że pyszne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Blw daje kupę radości i dziecku i rodzicom :)

    OdpowiedzUsuń