Bardzo!
W sobotę "wybyłam" z domu o 7.00 i wróciłam po 20.00. W niedzielę nie było mnie 8h.
Nie przerażało mnie to, że muszę trochę popracować - przynajmniej poćwiczyłam umysł, który już dość długo nie pracował zawodowo :)
Nie bałam się też tego czy Mąż poradzi sobie przez te 13h sam na sam z Synkiem.
Obawiałam się, jak się okazało słusznie, tęsknoty...
Nie panikowałam, nie histeryzowałam, nie płakałam... - co to to nie! Ale... jakoś tak ciężko na serduchu było. Jakoś tak nieswojo - bo śniadania razem nie zjedliśmy; bo pieluchy ani jednej tego dnia nie zmieniłam; bo wieży z klocków nie budowałam, bo na spacer z Dzieckiem nie wyszłam...
Dziwnie...
Ale najdziwniej było mi wtedy, gdy Mąż przywiózł mi Małego na cycusianie. Zacałowałabym Go wtedy na śmierć - gdyby nie zdrowy rozsądek, który podpowiadał: "Głupia! Wystraszysz Dziecko! Po co ma się stresować tym, że TY tęsknisz?!". Przytuliłam więc, pogłaskałam, uśmiechnęłam się.
Ale nie da się ukryć - tęskniłam ogromnie. To pierwsza taka długa rozłąka z Szymkiem w ciągu Jego całego życia i mojego mamowania...
A czy On też tęsknił? Jakoś nieszczególnie :) Chyba czuł wyjątkową bliskość Taty. Niczego Mu nie brakowało, dzień miał wypełniony do maksimum, więc nawet nie zauważył mojej nieobecności :) Może to i dobrze, bo przynajmniej żadnego stresu Mu nie zafundowałam.
Po tym doświadczeniu wiem jedno - takich rozłąk będzie w życiu coraz więcej, więc muszę nauczyć się traktować nie jako zło konieczne (bo niepotrzebnie się stresuję), ale jako coś naturalnego, co wplecione jest w życie, a tym samym w tok wychowywania.
Przecież nie będę ze swoim Synem przez kolejne lata dzień w dzień, godzina w godzinę.
Przecież nie wychowuję Go dla siebie, ale dla innych.
Przecież On też musi zrozumieć, że rozstania są w życiu czymś naturalnym...
...i jak piękne bywają powroty! :)
PS. Za to Tata tęsknił za mną baaardzo! Ja za Nim też :)
A czy On też tęsknił? Jakoś nieszczególnie :) Chyba czuł wyjątkową bliskość Taty. Niczego Mu nie brakowało, dzień miał wypełniony do maksimum, więc nawet nie zauważył mojej nieobecności :) Może to i dobrze, bo przynajmniej żadnego stresu Mu nie zafundowałam.
Nie, nie - to nie z tęsknoty za Mamą.
Powód łez był bardzo prozaiczny
- po prostu znudziła się zabawa.
Po tym doświadczeniu wiem jedno - takich rozłąk będzie w życiu coraz więcej, więc muszę nauczyć się traktować nie jako zło konieczne (bo niepotrzebnie się stresuję), ale jako coś naturalnego, co wplecione jest w życie, a tym samym w tok wychowywania.
Przecież nie będę ze swoim Synem przez kolejne lata dzień w dzień, godzina w godzinę.
Przecież nie wychowuję Go dla siebie, ale dla innych.
Przecież On też musi zrozumieć, że rozstania są w życiu czymś naturalnym...
...i jak piękne bywają powroty! :)
PS. Za to Tata tęsknił za mną baaardzo! Ja za Nim też :)
Wyobrażam sobie co czułaś. Mi jakoś na samą myśl o dłuższym rozstaniu tak nieswojo...
OdpowiedzUsuńTylko Mama Mamę zrozumie...
UsuńDo pracy jeszcze nie chodzę, ale już teraz boję się, że będę mocno tęsknić!
OdpowiedzUsuńJa też jeszcze nie - to była jednorazowa sprawa :) na szczęście!
UsuńOj nie dziwię się! Ja jak muszę wyjść na trochę i zostawić z Zuzę z mężem to też tak mam. Okropne uczucie :/
OdpowiedzUsuńWłaśnie...
UsuńOj muszę do Ciebie zaglądać regularnie! Tak mądrze piszesz, takie masz zdrowe podejście do Szymka! Ja też się staram racjonalnie do wszystkiego podchodzić, nie zawsze wychodzi, ale trzeba się wziąć w garść, co by mały nie został maminsynkiem ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo!
UsuńW takim razie zapraszam częściej! :)