W Krakowie, przy Rynku, przy ulicy Szewskiej jest sobie pewna restauracyjka. BOSCAIOLA się nazywa. Wejście do niej niepozorne. Dwa okna, maleńki ogródek na dwa stoliczki. Ale kiedy Twoja stopa przekroczy jej próg, przeniesiesz się do innego świata. Poczujesz zapach ziół i pomidorów. W jednej chwili zaburczy Ci w brzuchu z głodu. Istny zawrót głowy!
Mieliśmy okazję wpaść do Boscaioli, kiedy spędzaliśmy pierwszy weekend września w Krakowie, przy okazji spotkania mam blogerek. Byliśmy tam po raz pierwszy, z polecenia znajomego Męża.
Kiedy stanęliśmy pod wejściem, nie byliśmy pewni, czy naprawdę chcemy tam zjeść. Zaryzykowaliśmy i to był strzał w 10!
Już na wejściu zostaliśmy miło zaskoczeni - krzesełko dla dzieci jest (i to nie jedno, a dwa!). Ze spokojem mogliśmy usiąść razem z Szymkiem.
Mężowi zamarzyła się pizza - z salami w trzech smakach. Ja wzdychałam do penne z sosem śmietanowym i grzybami. Niestety, wówczas nasz biedny Synek mógłby tylko patrzeć, jak jemy :( Na szczęście rozwiązanie znalazło się bardzo szybko! Po krótkiej rozmowie z panią menadżer kelnerka oznajmiła, że mogą nam zaproponować dla naszego maluszka połowę porcji makaronu z sosem pomidorowym w cenie 4 zł! Opcja IDEALNA! Polecam naprawdę każdemu!
Oto nasz posiłek. Nie muszę chyba dodawać, że przepyszny? :)
A wino... O rany! Jakie tam mają wino... Boskie!
Szymek wcinał, aż Mu się uszy trzęsły!
Zjadł prawie wszystko - byliśmy w szoku :)
A kiedy skonsumował już posiłek, kelnerka przyniosła Mu kredki i kolorowankę, żeby Dziecię miało atrakcję :)
Same kredki by wystarczyły! ;)
Na kącik dla malucha Szymek jeszcze za mały :)
ale jakby co - też jest!
I pokój z przewijakiem również! (Choć dowodu nie mamy)
Do "Boskiej Joli" wybraliśmy się również kolejnego dnia. Zabraliśmy ze sobą naszych znajomych - Kasię, Łukasza i Zośkę. Tym razem zeszliśmy do podziemi...
Na stole królowały takie dania jak pizza, calzone i makaron z krewetkami. Ja tym razem skusiłam się na tagiatelle z polędwiczką wieprzową i sosem pomidorowym. Ale! że mieliśmy okazję trafić na "wybitnego" kelnera, który zakręcony był jak mało kto (bo mu podobno dziewczyna wyjechała na długo daleko, daleko), toteż posiłek ów nie był oczywistością. Najpierw trzy razy upewniał się, co zamówiliśmy. Potem przyniósł napoje, zapominając już, kto co zamawiał. Po około 30 minutach nasi panowie otrzymali swe dania, a my nadal sączyłyśmy winko. I tak przez kolejne pół godziny... A kiedy w końcu ujrzeliśmy na horyzoncie naszego zakręconego kelnera, okazało się, że polędwiczki na moim talerzu pływają nie w pomidorowym, lecz grzybowym sosie... Nie miałam siły tłumaczyć, że zamawiałam co innego. Byłam już na tyle głodna, że zjadłam i grzyby. Danie i tak było przepyszne. A zakręcony kelner nie dyskwalifikuje moim zdaniem restauracji. Po prostu tak trafiliśmy. Może rzeczywiście chłopina myślał tylko o dziewczynie...
A kiedy już zjecie coś włoskiego w "Boskiej Joli", koniecznie zajrzyjcie na drugą stronę ulicy. Tam znajdziecie Krakowską Manufakturę Czekolady. Zapach powali was z nóg, a widok oszołomi. Ja - czekoladoholiczka - byłam w raju :)
Koniecznie zajrzyjcie do tych dwóch miejsc, kiedy będziecie w Krakowie! My - jeśli będzie nam dane tam powrócić - zrobimy to na pewno!
Boskaiola jest boska! :))))
OdpowiedzUsuńPotwierdzam Twoją wypowiedź, restauracja godna polecenia. Choć mogę być nieobiektywna, bo włoskie klimaty i jedzenie lubimy do tego stopnia, że przyszłoroczny urlop planujemy w Wiecznym Mieście. Od pewnego czasu jestem zakochana w tym kraju, a wiadomo - jak człowiek zakochany to często i nieobiektywny ;D
Swoją drogą, ciekawe jaką tam mieli kawę... Marzy mi się wypić w Boskiejioli poranne cappucino... Ciekawe czy też byłoby prawdziwie włoskie. ;)
Pozdrawiam :)
Myślę, że kawa z rąk "naszego" kelnera pozostawiałaby wiele do życzenia ;)
UsuńPodróż do Włoch! Oj, ale zazdroszczę!
UUU, Manufaktutra zdecydowanie nie dla mnie. Wyszłabym z niej chyba 100 kg cięższa! (Conajmniej) ... Także jakby kiedyś coś to nie mówcie mężowi memu że musimy unikać :D
OdpowiedzUsuń:D
UsuńWidzę, że mamy coś wspólnego!
Znam i lubię bardzo:)
OdpowiedzUsuńO, proszę! Miło wiedzieć, że ktoś tam już był :)
UsuńMy będziemy za miesiąc w Krakowie, więc zapewne skorzystamy :) Mnie zachęciłaś przede wszystkim pierwszym zdjęciem z latarenkami! Bo dla mnie wystrój, poza doznaniami smakowymi jest równie ważny :)
OdpowiedzUsuńA co do manufaktury... w Belgii w takich manufakturach czekolada - dosłownie - lała się strumieniami :D
Ooo! Już teraz życzę miłego pobytu! Klimat tego miejsca na pewno Ci się spodoba!
UsuńW krakowskiej manufakturze też można było podejrzeć proces twórczy (czytaj: płynącą czekoladę), ale domyślam się, że to nie umywa się do Belgii ;)
Zjadłabym jakiś dobry włoski makaron. Mniam!
OdpowiedzUsuńKochana na mejla Ci odpiszę jak tylko zastanowię się czy wolę jednak ten podwójny minky czy to z otulinką. Bo już sama zgłupiałam :P
Nie ma sprawy - czekam :)
Usuńprzyznam, że żadnego z tych miejśc nie znam, ale po Twojej opinii, jak będę miała okazję być w Krakowie, to na pewno się wybiorę:) a oglądając zdjęcia czekolady niemal poczułam jej zapach:)
OdpowiedzUsuń:D mi na samo wspomnienie tego miejsca poprawia się nastrój!
UsuńW Krakowie jest naprawdę kilka dobrych włoskich restauracji :) Następnym razem możecie poszukać czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuńWierzę, chociaż w menu "Boskiej Joli" jest jeszcze kilka pozycji, które mam wielką ochotę spróbować :)
UsuńNasze klimaty :)
OdpowiedzUsuńA my szukali jakiejś dobrej restauracji. Żałuję, że się nie zgadałyśmy w Krakowie o tym miejscu.
OdpowiedzUsuńO jak tylko będziemy w Krakowie na pewno tam zajdziemy :)
OdpowiedzUsuńNamówiłaś mnie!!! Jak tylko bedziemy w Krakowie to odwiedzimy obydwa miejsca. A swoją drogą nazwa "Boscaiola" mnie zacwyciła, uwielbiam takie zabiegi słowne!!!! :)))
OdpowiedzUsuńKraków mamy w zasięgu ręki, a ja nie wiedziałam o takich atrakcjach. Zapisałam. Mamy zamiar tam pojechać w niedalekiej przyszłości, zajrzymy do tych ciekawych miejsc;)
OdpowiedzUsuń