Zdarzyło się Wam tak, że dziecię się przewróciło, nabiło guza, zrobiło sobie siniaka i rozcięło wargę? Założę się, że tak. I to pewnie wiele razy...
A zdarzyło się to dwa razy tego samego dnia??? O! Takie zjawisko już chyba rzadziej spotykane, prawda?
U nas tak właśnie się stało. Dzisiaj.
:(((
Przed południem Szymek dwa razy zaliczył tragiczny w skutkach upadek. Efekt - siniak na policzku i przegryziona, spuchnięta warga...
Polała się krew. Polały się łzy.
Nasz śliczny synek wygląda tak, jakby pierwszy raz pobił się z rówieśnikiem o względy dziewczyny ;)
Co niektórzy pomyśleliby, że przemoc domowa zagościła w naszym domu :D
Na dodatek przy śniadaniu zepsuł się na amen bidon Szymka. Dawne niekapki nie spotkały się z entuzjazmem naszego Syna, więc matka wsiadła do samochodu, pojechała najpierw do jednego, później do drugiego sklepu (bo w pierwszym oczywiście nie było) i kupiła. Nowy, ale taki sam.
Ciężkie przedpołudnie...
Teraz Szymek śpi i ładuje wyczerpane do zera baterie :)
Po obiedzie planujemy wycieczkę rowerową, bo piękna dziś pogoda. Trzeba korzystać. Zastanawiam się jednak, czy powinniśmy - może limit pecha na ten dzień jeszcze nie został wykorzystany...
Kochana, nam ostatnio Hanka w mieszkaniu spadła z rowerka uderzając czołem o próg do naszej sypialni.....Dobrze, że ma tylko potężnego guza i odrapane czoło, bo mogło się to skończyć tragicznie. Chciałam dzwonić po pogotowie, bo wyglądało to strasznie, ale stwierdziłam, że najpierw sprawdzę jej odruchy. Na szczęście wszystko było i jest ok...Ale chwile grozy były...Oby pech na dziś się Wam skończył...co ja mówię, w ogóle a nie tylko dziś:D
OdpowiedzUsuńŁooo - to brzmi tak, że aż mnie czoło zabolało. Takich sytuacji nie można przewidzieć i przygotować się na nie. Emocje często biorą górę. Ja miałam wrażenie, że za moment zejdę na zawał. Na szczęście skończyło się tylko na skaleczeniu, a to się zagoi.
UsuńDzięki, Aniu!
:*
achhh no tak to jest, nawet jak się ma oczy dookoła głowy to niewiele daje. My mieliśmy takie tragiczne w skutkach upadki w Sylwestra - przedostatniego. Skończyło się nawet wizytą w szpitalu:( to był najgorszy Sylwester jak dotąd..
OdpowiedzUsuńMam nieodparte wrażenie, że nasz mały miglanc też coś jeszcze wykombinuje...
UsuńTo chyba jakieś fatum ostatnio nad dzieciakami... Moja o mało zębów nie wyprała, u koleżanki bezdech po upadku, u Ciebie też sajgon... Co jest?
OdpowiedzUsuńPrzesilenie jesienne??? :) Inny powód nie przychodzi mi do głowy.
UsuńMój Jędruś to już weteran w bliskich spotkaniach z umeblowaniem mieszkania, podłogą, ziemią i wyposażeniem placu zabaw. Jest przyzwyczajony, bo do dziś zdarzają mu się zaburzenia napięcia mięśniowego, które skutkują masą wypadków większych i mniejszych. Przy ostatniej rozciętej wardze nawet nie miauknął.
OdpowiedzUsuńA co do ukochanego kubeczka, nasz ostatnio został zgubiony, ale, choć kupiłam ten sam model i kolor, synek na podmiankę nie dał się nabrać i nowego niekapusia odrzucił.
A to spryciarz. Jak on rozpoznał, że to nie ten sam skoro identyczny???
UsuńOj, niech się ten pech skończy.
OdpowiedzUsuńKochana my mieliśmy dzisiaj bliskie spotkanie z futryną, zatem trzeba sie przywyczaić bo nie upilnujemy. Buziak dla Was.
OdpowiedzUsuńJak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni - mam nadzieję ze to dotyczy tez wypadków naszych pociech :)
OdpowiedzUsuńZapraszam :) http://niepolka.blogspot.com/
ojojoj, bidulek :( najgorsze że nie uchronisz nooo, nie uchronisz!!! żeby się szybko goiło!!! :*
OdpowiedzUsuńU nas dzisiaj też pechowo. Nad ranem ok 4-5 często bierzemy Zosię do siebie aby dospała noc i podobnie było dzisiaj. Niestety o 6 rano postawił nas na baczność wielki huk i płacz Zosi, która tylko w sobie wiadomy sposób spadła z naszego łóżka...Pół godziny później, już rozbudzona, bawiąc się na podłodze, zaliczyła spotkanie bliskiego stopnia z szafką nocną...Na szczęście siniaków, krwi i strat w uzębieniu Zosi nie odnotowaliśmy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Tata Zosi i mąż Kasi :)
O rany! Dobrze że nic się nie stało.
UsuńPozdrawiamy Was również :)
Bidula.. Oby już wyczerpał limit nieszczęść! :*
OdpowiedzUsuńNo tak wraz z poczatkiem przemieszczania sie babli rozpoczyna sie czas upadkow... Mam nadzieje, ze wycieczka mimo wszystko sie udala?
OdpowiedzUsuńUdała, udała - pecha zostawiliśmy w domu :)
UsuńOj Szymuś...Zagoi się, ale strach myśleć, ile nerwów zafundują nam jeszcze nasze dzieciaczki...
OdpowiedzUsuńNie potrafię sobie tego wyobrazić...
Usuńoj, biedny, no ale niestety upadki u maluchów, to nieuniknione...ściskam!
OdpowiedzUsuńZbiera rany wojenne szkrabek mały :-)
OdpowiedzUsuń