Jak to się stało? Nie wiem.
Od kilku dni Dziecko nam się rozstroiło. Nie chce zasypiać. Ani w dzień, ani wieczorem. Kiedy tylko ląduje w łóżeczku, zaczyna się krzyk, płacz, wstawanie... Nawet mleka nie wypije spokojnie. I nie pomaga nic. Siedzimy przy Nim, mówimy, że jesteśmy, że nic złego się nie dzieje, głaszczemy, trzymamy za rękę. Przez chwilę jest spokojny, a potem zaczyna na nowo. Przez wiele, wiele miesięcy nie miałam najmniejszego kłopotu z południową drzemką Syna. Kładłam, dawałam butelkę, mówiłam "Śpij spokojnie, kochanie", wychodziłam i... spał. A teraz - koszmar. I to nie chodzi o zęby, o chorobę - o nic z tych rzeczy. W ciągu dnia jest tak, jak było - Szymek jest pogodny, wesoły, bawi się z radością. Tylko podczas szykowania do snu w nasze Dziecko wstępuje diabełek...
Mąż mój kochany wieczorami próbuje siedzieć przy Synu tak długo, aż zaśnie, ale i to nie pomaga. Co chwilę słyszę płacz i krzyk. Wczoraj uspokajał Go przez godzinę. Kiedy już stracił cierpliwość i wyszedł z pokoju, żeby ochłonąć, nasz gagatek pokrzyczał kilka sekund i po chwili zasnął. Tata się załamał - stwierdził, że zaliczył porażkę. Chciał dobrze - żeby Syn się nie stresował, nie denerwował, żeby czuł Jego bliskość, a On taki numer Mu wywinął...
Jakoś dajemy radę, ale lekko nie jest. Nadal nie wiem, dlaczego Dziecku naszemu tak się odmieniło. Nie znoszę tych chwil, kiedy nie wiem, co robić, aby pomóc Szymkowi, a obecna sytuacja dobija mnie jeszcze bardziej, bo nie tylko nie umiem Mu pomóc, ale i nie znam przyczyny takiego zachowania :(