Przynajmniej na razie.
Ale od początku.
Jako że wynik obciążenia glukozą wyszedł za wysoki, musiałam skonsultować się z diabetologiem-ginekologiem. Niestety w Lesznie takowego nie ma, więc kolejny raz byłam zdana na Poznań. Odwiedziłam już tamtejszą poradnię przy Polnej w ciąży z Szymkiem, więc przynajmniej wiedziałam, czego się spodziewać. Zaskoczył mnie jednak fakt, że tym razem kazali stawić się ze spakowaną do szpitala torbą. Na to nie byłam gotowa. Przez dwie nocki niemal nie zmrużyłam oka, cały czas myśląc o tym, co będzie, jeśli mnie tam zatrzymają - nieważne jak długo. Torbę spakowałam, ale postanowiłam schować ją na dnie bagażnika, żeby nie zapeszać.
Wizyta u diabetologa miała miejsce wczoraj. Pobudka o 5.00. Babcia - jeszcze w szlafroku - przytuptała do Szymka, który nie omieszkał wybudzić się na całego. Cichutko zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę. O 7.10 byliśmy na miejscu. Wchodzimy do poradni, a tam już kolejka (choć rejestracja miała być od 7.30!). Zaczęło się od przydzielenia numerka, pomiaru ciśnienia i zrobienia KTG. To ostatnie okazało się niewykonalne. Leżenie na plecach było dla mnie zbyt trudne. Dzieciaczki tak mnie uciskały, że po kilkunastu sekundach po prostu mdlałam. Za to kiedy kładłam się na boku, ich tętno uciekało, bo urządziły sobie gonitwę w moim brzuchu. Po około 20 minutach położna - spocona i lekko zdenerwowana, na szczęście wciąż w dobrym humorze i miła - po prostu się poddała. Po KTG miałam trafić do diabetologa. Ale żeby nie było tak łatwo, trzeba było czekać na niego godzinę, aż rozpocznie pracę i kolejną, aż przyjdzie pora na moją kolej. Nie muszę chyba wspominać, jaki wpływ miało plastikowe siedzenie na moje plecy i pupę...
Pani diabetolog okazała się... dziwna. Ewidentnie przyszła "odbębnić" swój szpitalny obowiązek, bo nie wdawała się w żadne szczegóły (dziewczynie przede mną na jedno z pytań odpowiedziała "To chyba pytanie do Pani ginekologa, więc nie traćmy mojego czasu" :/).
Na podstawie wyników stwierdziła cukrzycę, zapisała paski i glukometr do wykupienia w aptece, wysłała na wykład dotyczący właściwego żywienia. Słowem nie wspomniała o pobycie w szpitalu (a ja tak się denerwowałam! Paranoja...). Na szczęście zrobiła mi też usg, żeby posłuchać tętna dzieci (okazało się, że córcia obróciła się od ostatniego badania i teraz oba dzieciątka leżą pośladkowo, główkami do siebie). Skierowała mnie też na badanie HbA1C (hemoglobina glikowana), które ma pokazać średni dobowy poziom glukozy w moim organizmie przez ostatnie 3 miesiące (niesamowite, że to jest możliwe!). Za 2 tygodnie kontrola. Jeśli poradzę sobie z dietą (a wydaje mi się, że już tak jest, bo poziom glukozy po każdym posiłku nie przekracza 140, czyli wartości maksymalnej; coraz częściej zdarza się i poniżej 100), będę musiała pojawiać się tylko kontrolnie. Ufff...
Nie powiem - lekko nie jest. Choć dieta oparta jest na ok. 7 posiłkach dziennie, brakuje mi moich ulubionych słodyczy i pysznej słodkiej herbaty z cytryną. Na horyzoncie Wielkanoc. Znowu się nie najem. Poprzednie święta również nie rozpieszczały mnie kulinarnie ze względu na mdłości. Teraz zakaz. A podobno ciąża to najlepszy czas na rozpustę podniebienia...
Czego się jednak nie robi dla zdrowia dzieci, prawda?
Pani diabetolog okazała się... dziwna. Ewidentnie przyszła "odbębnić" swój szpitalny obowiązek, bo nie wdawała się w żadne szczegóły (dziewczynie przede mną na jedno z pytań odpowiedziała "To chyba pytanie do Pani ginekologa, więc nie traćmy mojego czasu" :/).
Na podstawie wyników stwierdziła cukrzycę, zapisała paski i glukometr do wykupienia w aptece, wysłała na wykład dotyczący właściwego żywienia. Słowem nie wspomniała o pobycie w szpitalu (a ja tak się denerwowałam! Paranoja...). Na szczęście zrobiła mi też usg, żeby posłuchać tętna dzieci (okazało się, że córcia obróciła się od ostatniego badania i teraz oba dzieciątka leżą pośladkowo, główkami do siebie). Skierowała mnie też na badanie HbA1C (hemoglobina glikowana), które ma pokazać średni dobowy poziom glukozy w moim organizmie przez ostatnie 3 miesiące (niesamowite, że to jest możliwe!). Za 2 tygodnie kontrola. Jeśli poradzę sobie z dietą (a wydaje mi się, że już tak jest, bo poziom glukozy po każdym posiłku nie przekracza 140, czyli wartości maksymalnej; coraz częściej zdarza się i poniżej 100), będę musiała pojawiać się tylko kontrolnie. Ufff...
Nie powiem - lekko nie jest. Choć dieta oparta jest na ok. 7 posiłkach dziennie, brakuje mi moich ulubionych słodyczy i pysznej słodkiej herbaty z cytryną. Na horyzoncie Wielkanoc. Znowu się nie najem. Poprzednie święta również nie rozpieszczały mnie kulinarnie ze względu na mdłości. Teraz zakaz. A podobno ciąża to najlepszy czas na rozpustę podniebienia...
Czego się jednak nie robi dla zdrowia dzieci, prawda?
Aniu, no i tak trzymać:-) Myślałam o Tobie w środę. Dobrze, że tak się skończyło...Nie ma to jak w domu, nawet jeśli nie można jeść słodyczy. Dasz radę, bo przecież zostało niewiele czasu, prawda? Potem nadrobisz:-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, I.
Dziękuję!
UsuńWiele i niewiele zarazem - zależy jak na to spojrzeć :) A z tym nadrabianiem to też nie do końca - jeśli uda mi się karmić piersią, to też nie wszystko będę mogła zjeść. Takie życie :)
Pozdrawiam serdecznie!
dobrze, że chociaż w domu, a nie w szpitalu :) trzymam kciuki za dietę! I to jakaś masakra, żeby tak czekać. My u alergologa z Benem też spędziliśmy dwie i pół godziny, ale jak poszliśmy na drugą wizytę to tylko 30min. i powiem szczerze, że jestem tak przyzwyczajona, że wszędzie te strasznie długie kolejki, że po prostu nie mogłam uwierzyć, ehh, nasza służba zdrowia jest niemożliwa, a w ciąży takie czekanie to totalna masakra. Pzdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiestety, do szpitalnej rzeczywistości trzeba się przyzwyczaić, bo niczego nie przeskoczymy. I uzbroić się po zęby w cierpliwość :)
UsuńJa również Was pozdrawiam!
Dokładnie czego nie robi się dla dobra dzieci... Najważniejsze że w domu!:)
OdpowiedzUsuńO tak - tu najlepiej!
UsuńŻyczę Ci aby wszystko było dobrze.Masz rację matka a zwłaszcza taka jak Ty kochająca matka zrobi wszystko dla zdrowia swoich dzieci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję! :) I również pozdrawiam!
UsuńPamiętam plastikowe krzesła w tej poczekalni na polnej... Byłam tam kontrolnie z Filipkiem bo mój gin był na urlopie... Mi z jednym dzieckiem było ciężko tam wysiedzieć a gdzie dopiero Tobie, współczuję...
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, to nie wiedziałam, że mieszkasz w Lesznie.
Mało tego chyba za bardzo przezywam Twoją ciążę, bo dziś śniłaś mi się Ty, Szymek, Twój mąż i bliźniaki, jak jechaliśmy do Ciebie samochodem na porodówkę, i taki mały psikus od losu bo chłopców urodziłaś :)
Nie w samym Lesznie, ale tuż obok :)
UsuńA z tym snem to nieźle mnie zaskoczyłaś. Byłby tłok :p Powiem Ci szczerze, że ja cały czas mam małe wątpliwości co do płci ;) Niby lekarz już 3 razy potwierdził dziewczynkę, ale nie nastawiam się (tym bardziej, że na początku miałam przeczucie, że to chłopcy).
Pozdrawiam!
Najważniejsze,że jesteś w domu :) Życzę aby wszystko było dobrze,bo tak musi być.
OdpowiedzUsuńdobrze, że jesteś w domku;) w domu najlepiej, najwygodniej;) A z cukrem odbijesz sobie za rok!
OdpowiedzUsuńKochana, zobacz, jak Twój organizm będzie reagował na stewię. Ja podczas swojej cukrzycy ciążowej miałam bardzo ścisłą dietę i jedynym luksusem było właśnie delikatne słodzenie stewią. Zupełnie mi nie skakał po niej cukier.
OdpowiedzUsuńO tym nie pomyślałam - dziękuję za podpowiedź!
UsuńPrzepraszam za pytanie, ale na kiedy jest termin porodu? :)
OdpowiedzUsuńKoniec czerwca :)
UsuńByłoby miło, gdybym wiedział, komu odpisuję :) Następnym razem podpisz się.
Cześć!Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem-szukając informacji na temat pomocy logopedycznej dla mojego 3-letniego synka-Szymonka, ja mam na imię Anka:-)Fajny blog.
OdpowiedzUsuńAnka wita Ankę :)
UsuńMam nadzieję, że zagościsz na dłużej.
Taaa uczta dla podniebienia i stan błogosławiony...Ale prawda, że dla dzieci, które nosisz pod sercem robi się wszystko:) Co do pani doktor....nie lubię takich ludzi:/
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło:)
No właśnie, Aniu - ty wiesz najlepiej, jaka to rozkosz dla podniebienia ;)
UsuńŚciskam! :)
Musze nadrobic ;-)
OdpowiedzUsuńNie bylo mnie troszke bo najpierw awaria komputera a potem mala postanowila ze jednak urodzi sie wczesniej.
I tak 10.04 postanowiła zrobic nam psikusa. O 2.30 urodzila sie nasza Milenka :D jako wczesniaczek 36/37tc 3200 i 52cm.
Niestety najprawdopodobniej przez moj stan zapalny zeba ma teraz zapalenie pluc i jeszcze jakis czas musiala zostac przewieziona do specjalistycznego szpitala. Niestety szpital jest sporo od nas oddalony ale jezdzimy i wiezymy ze na swieta bedzie juz z nami w domku :-)
Taki news ;-)
Co za wspaniałe wieści! Gratuluję serdecznie - mimo że wcześniaczek, mimo że z małymi kłopotami. Wasz cud jest już z Wami!
UsuńŚciskam Was obie! Zdrówka!!! :)