Z samego rana pojechaliśmy z Frankiem na badanie krwi. Przy okazji osłuchał go też lekarz. W szpitalu dowiedzieliśmy się, że wyjście Jagody stoi pod znakiem zapytania, bo w nocy jaśnie panience znowu odechciało się jeść. Ręce mi opadły. Znowu wszystko szło nie tak, jak miało.
O 11 zadzwoniliśmy do lekarza, dowiedzieć się, co z naszymi pociechami. Okazało się, że poziom bilirubiny w organizmie Frania odrobinkę zmalał (z 11,83 na 11,69), a to oznacza, że nasz maluch walczy z żółtym potworem i nie jest konieczne leżenie pod lampami. Jupi!
Jagoda natomiast zmobilizowała się i rano pokazała, że jednak jeść potrafi i chciałaby w końcu pojechać do domu.
Natychmiast po odłożeniu słuchawki nastąpiło szybkie dmuchanie różowych balonów i szykowanie ubranka na wyjście. Około 14 byliśmy już w domku. W końcu razem. Po raz pierwszy od pamiętnej nocy 19 maja!
Jak jest?
Dziwnie. Z jednej strony totalne szaleństwo na dwie pary rąk, z drugiej jakieś dziwne (potwornie uwierające mnie) zobojętnienie. Nie ma czasu rozmyślać nad wyjątkowością zaistniałej sytuacji. Tyle się dzieje. Przewijanie, karmienie, spanie, odciąganie pokarmu, szykowanie obiadu, zabawa z Szymkiem, przewijanie, karmienie... Mężuś podaje mleko Frankowi, ja "męczę się" z Jagodą, która chyba od pierwszych dni swojego życia postanowiła dbać o linię. W porównaniu z bratem je zdecydowanie mniej i wolniej. Czasami trwa to pół godziny :/ Cóż, z Frankiem początki były identyczne, więc dam radę. To wszystko sprawia, że nie ma kiedy nacieszyć się tym, że oto staliśmy się rodzicami trójki dzieci, że od teraz mieszkają pod naszym dachem trzy wyjątkowe istotki...
Mamy już za sobą pierwszą (i drugą też) kąpiel naszych kurczaczków. Taktyka jest następująca: na pierwszy ogień idzie Franek (jako ten spokojniejszy i szybciej jedzący). Kiedy jest już gotowy, ja podaję mu butlę, a mąż kąpie Jagodę (z tej to dopiero jest iskierka! - niecierpliwa i zdecydowanie bardziej krzykliwa, da nam w kość!). W tym czasie Franek się najada i idzie spać, ja przejmuję Jagodę, a mężuś szykuje kąpiel dla naszego najstarszego dziecięcia. Wczoraj wyszło nam to idealnie. O 20 mieliśmy już wolny wieczór, wszystkie pociechy smacznie spały :) Dzisiaj sytuacja się powtórzyła, więc taktyka, którą obraliśmy, zdaje egzamin.
W nocy też dajemy sobie radę. Jedno z nas przewija, drugie podgrzewa mleko. Potem wspólnie karmimy i niemal równocześnie idziemy spać. Na szczęście pomiędzy karmieniami nie ma żadnego wstawania. Dzieci śpią spokojnie. Nawet Szymek, z którym mieliśmy tyle nocnych przejść zanim pojawiły się bliźnięta, przesypia ostatnio całe noce (odpukać!!!).
Mam nadzieję, że z czasem pójdzie nam jeszcze sprawniej. Niebawem zamierzam zacząć przystawianie maluchów do piersi. Jeśli "załapią", będzie nam dużo lżej - odpadnie całe to szykowanie butelek, odciąganie mleka, podgrzewanie go... Muszę jednak nieco odczekać, żeby bliźniaki nabrały masy i stały się silniejsze. Na pierwszy ogień znowu pójdzie Franek. Już teraz podaję mu mleko w butelce Medela Calma, która pomaga w nauce ssania z piersi. W nadchodzący weekend zacznę przystawiać go "na próbę", żeby zobaczyć czy w ogóle będzie potrafił ssać. Jagoda musi na razie dobrze opanować samą umiejętność jedzenia. Podejrzewam jednak, że z piersią łatwo się zaprzyjaźni - już w szpitalu potrafiła pięknie ssać. Niestety później jej się odmieniło...
Łatwo nie jest - nie ukrywam. Wszystko można jednak jakoś zorganizować. Ogromną pomocą jest dla mnie mąż, który bez żadnych oporów kąpie, karmi, przewija, gotuje sprząta... Na razie dodatkowej pomocy nie potrzebujemy. Dużo bardziej martwi mnie to, że nie ma czasu na radość, na ten wyjątkowy zachwyt nad tymi kruszynami. Dla mnie akurat to szalenie ważne. Już za moment nasze noworodki staną się niemowlętami, a ja do tej pory nie miałam okazji spokojnie wpatrywać się w nie przez jedną godzinę. Skupiamy się bowiem na organizacji, na tym, żeby od strony praktycznej było jak najlepiej. A to nie wszystko...
Tylko ja i one - o tym marzę. Żeby czas stanął w miejscu. Żeby móc je przytulać, głaskać. Żeby zapamiętać na zawsze ich zapach...
Łatwo nie jest - nie ukrywam. Wszystko można jednak jakoś zorganizować. Ogromną pomocą jest dla mnie mąż, który bez żadnych oporów kąpie, karmi, przewija, gotuje sprząta... Na razie dodatkowej pomocy nie potrzebujemy. Dużo bardziej martwi mnie to, że nie ma czasu na radość, na ten wyjątkowy zachwyt nad tymi kruszynami. Dla mnie akurat to szalenie ważne. Już za moment nasze noworodki staną się niemowlętami, a ja do tej pory nie miałam okazji spokojnie wpatrywać się w nie przez jedną godzinę. Skupiamy się bowiem na organizacji, na tym, żeby od strony praktycznej było jak najlepiej. A to nie wszystko...
Tylko ja i one - o tym marzę. Żeby czas stanął w miejscu. Żeby móc je przytulać, głaskać. Żeby zapamiętać na zawsze ich zapach...
Są cudowne! Na radosc i spokoj napewno przyjdzie czas,jak sie wszystko unormuje :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, byście oboje z mężem mogli się zatrzymać i poczuć, to co pragniecie! Takie chwile na pewno będą! Bardzo się cieszę, że Jagódka jest już z Wami! I podziwiam za organizację! Takie wpisy podpierają na duchu moje małe, bardzo skryte, marzenie, o córeczce...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękujemy! I życzymy spełnienia skrytego marzenia :)
UsuńWspaniałego masz męża:). Czekam na zdjęcie całej piątki w komplecie i trzymam kciuki za karmienie. Pozdrawiamy :).
OdpowiedzUsuńPostaramy się pstryknąć fotkę 5 w 1, ale nie będzie to łatwe zadanie :)
UsuńWiesz co możesz zrobić? Nam się bardzo przydało, może Wam również.
OdpowiedzUsuńZałożyć sobie zeszyt z tabelą.
Dzień/Godzina
i wpisujesz ile wypiła o której godzinie i czy zrobiła kupkę itp.
Nam tak poradził neonatolog i naprawdę się sprawdzało tym bardziej, że Jaś owszem ze szpitala wyszedł jedząc już z butli, ale potrafił za jednym zamachem zjeść raptem 6 czasem 12 ml mleka.
I własnie taki zeszyt trochę mi ułatwił sprawę, bo wiedziałam ile wypił ,,na raz" ile mogę mu dać za - powiedzmy 20 minut - i ile powinien jeszcze zjeść, żeby było prawidłowo.
Tabela w zeszycie jest, a jakże! :) Zapisuję datę, godzinę karmienia, ilość wypitego mleka, wagę (sprawdzaną przed kąpielą) i qpy :)
UsuńO. To super. :D Fajna pamiątka z tego jest. Znalazłam ostatnio ten zeszyt jak sprzątałam, a on niedługo 5 lat kończy.
UsuńPewnie wzruszenie było ogromne? :)
UsuńŚwietnie sobie radzicie! Zresztą wcale nie wątpiłam, że tak będzie :-) cudowne maluszki!
OdpowiedzUsuń:) Zobaczymy, co będzie dalej.
UsuńFranio na zdjęciu z facebook'a jest bardzo podobny do Szymka, ale muszę powiedzieć, że Jagódka z profilu także przypomina starszego brata:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się czyta, że wszystko Wam się układa, oby było tak dalej:) trzymam za to bardzo mocno kciuki i wierzę w Was ;)
Paulina(Paula)
Tak mówią. Pocieszam się, że może chociaż charakter albo wrażliwość po mamusi będzie. Chociaż - mąż też w tej kwestii też udany, więc w zasadzie wszystko jedno :p
UsuńDziękujemy i pozdrawiamy! :)
ale macie pracy! Maluszki są śliczne, rozkoszne. bardzo się cieszę, że jesteście już wszyscy w domku. Jak tak to opisujesz, to podziwiam Waszą organizację i system jaki wypracowaliście. Jednak musi być ciężko- ja z jednym noworodkiem miałam wrażenie ze tylko przewijam, karmię, karmię, wstaję w nocy i znam wszystkie nocne godziny, o których istnieniu nie miałam wcześniej zbytniego pojęcia... A tutaj dwójka maluszków i jeszcze Starszak;) A Twój mąż! Podziwiam, że jest taki zaradny, tyle robi przy dzieciach, nie narzeka, nie marudzi, a pewnie też bardzo zmęczony- taki maż to prawdziwy skarb!!! Ciesz się maluszkami, niech zdrowo rosną. Bardzo się cieszę, że myslisz o karmieniu piersią swoich skarbów- to duże wyzwanie, by wykarmić bliźnięta. I teraz- że odciągasz mleczko dla obojga maleństw- wspaniale;) Trzymam kciuki za całą Waszą piątkę,spokojnej nocki:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście pokarmu mam tyle, że i trojaczki udałoby się nakarmić :) Zamrażarka niebawem nie pomieści pojemniczków :)
UsuńMam nadzieję, że z tym karmieniem się uda. Już dziś w nocy przystawiłam Frania i bez problemu załapał. Pił przez 10 minut - bardzo wolno, ale zawsze! Jesteśmy na dobrej drodze. Nawet gdybym miała karmić tylko miesiąc, to i tak zawalczę :)
Ściskam! :*
podziwiam, ze znalazlas czas na ten wpis !!! Z reszta podziwiam was od samego poczatku, jak tylko przypadkiem trafilam na tego pieknego bloga (szukajac info chyba o karmieniu piersia). Dziwi mnie tylko, dlaczego maluszki nie moga byc od razu przystawiane do piersi. Ja bym sprobowala od razu. Moja coreczka byla przez tydzien na neonatologii, ja w tym czasie dzialalam z laktatorem,ale mialam wrazenie, ze ona jakby przez ten tydzien "zatracila" naturalna umiejetnosc ssania. Pozniej musiala sie jej nauczyc na nowo (takie mialam wrazenie), przyzwyczjona do butelki nie chciala ssac, kilka dni trwala "walka" i dopiero po 5-6 dniach zaczela ssac i wreszcie mogllam oddac laktator do apteki.
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się bardzo.
UsuńCo do kp - próbowałam przystawiać do piersi w szpitalu. Jagoda załapała od razu, ale pojawił się inny problem. Robiła kilka łyków i już była najedzona. Za nic w świecie nie chciała później wypić z butelki. W ciągu jednego dnia na piersi straciła na wadze kilkadziesiąt gramów. Na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Musiałam (i nadal muszę) karmić je butelką, żeby wiedzieć, ile wypijają i ile muszą pić, żeby przybierać. Kiedy wyjdą już na prostą i staną się silniejsze, na pewno też podejmiemy walkę :)
Czytam co tam u Was i uśmiecham się od ucha do ucha. Strasznie się cieszę, że jesteście razem i idzie Wam tak wspaniale opieka nad dziećmi. Ogromne brawa i uściski. To prawda czas ucieka szybciutko i zaraz będziecie mieli niemowlaki, na szczęście aparat pozwala zatrzymyać te chwile. Szkoda, że nie zatrzyma ich zapachu,,, Ściskam :*
OdpowiedzUsuńAno szkoda, bo to najsłodszy, najprzyjemniejszy zapach świata! :)
UsuńDziękujemy i pozdrawiamy!
Trzymam za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem co się u was dzieje.
Moja siostra urodziła 2 lata temu bliźniaczki, mając już 2 letniego Gucia w domu. Przez 2 miesiące walczyła o KP. Z Piotrem ledwo żywy byli, ale potem nagle, nagle coś samo zaczęło działać. Nagle ta maszyna zaczęła sama działać. I teraz są najlepiej zorganizowaną rodziną jaką znam. I niezwykle szczęśliwą.
Też na to liczę - że z czasem będziemy robić wszystko z zamkniętymi oczami :)
UsuńDzięki!
Spokojnie wszystko unormujecie :)) Ja przez pierwsze trzy miesiące dokarmiałam kropelki z butelki, potem już tylko na piersi były łobuziaki :)) Ten pierwszy okres to prawdziwy rollercoster, ale dacie radę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was serdecznie :))
Monika
Nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda? :)
UsuńPozdrawiam!
Trzymam za Was kciuki! Podziwiam męża za piękne wpisy na fb i blogu oraz zorganizowanie i pomoc wiadomo wraca z pracy zmęczony i pomaga ukochanej żonie przy maleństwach i Szymku taki mąż to skarb!.Trzymam kciuki aby udało się zaprzyjaźnić bliźniakom z piersią.
OdpowiedzUsuńKiedy mąż przeczyta te pochwały popadnie w samozachwyt ;)
UsuńCudne dzieci! Wasz organizacja i synchron do podziwiania! Jesteście niesamowici!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam...
UsuńDroga Pani, jestem mamą trojga dzieci. Chlopca 6l. i blizniaczek urodzonych w grudniu. Przeczytałam ten wpis jednym tchem. Wszystko mi się przypomniało z tych pierwszych chwil poszpitalnych. Trudny czas. Wiem, rozumiem ale na pocieszenie dodam, że z dnia na dzień wszystko idzie łatwiej i sprawniej. Z takim mężem jak Pani, czy mój nie można narzekać na nic. Powodzenia z karmieniem. Wszystko się udaje gdy mamy odpowiednie nastawienie i wsparcie ze str męża. W Pani przypadku nie mam wątpliwości, że karmienie piersią też się powiedzie. Cudowne dzieci!Gratuluję serdecznie i życzę zdrowia.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i liczę na częstsze wpisy. Doświadczenie potrójnej mamy jest na wagę złota!
UsuńKarmisz piersią? Jak długo? Jak to wygląda od strony organizacyjnej? Możesz napisać?
I jeszcze jedno - Ania jestem :) W blogowym świecie nie wypada inaczej.
Pozdrawiam!
Cudnie, że już razem :) nacieszcie się sobą. Ja jak dziś pamiętam tą moją kruszynkę, która teraz już zaczęła 6 miesiąc i zamiast 3300 waży 7300 :D
OdpowiedzUsuńAch, ten nieubłagany czas...
Usuńwczoraj wieczorem zapomnialam sie podpisac. Marzena. Dziekuje bardzo za odpowiedz na moje pytanie o kp. Doceniam bardzo, ze odpisalas, Aniu, choc wiem, ze masz komu poswiecic swoje wolne 5 min wieczorem. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń:) Zawsze staram się odpisywać - na komentarze, które na to zasługują ;) Nie chcę zaniedbywać bloga, za dużo pracy w niego włożyłam i zbyt wielu fajowych ludzi tu spotkałam, żeby teraz odpuścić, więc kiedy będę mogła, odpiszę :)
UsuńŚciskam!
Aniu, podziwiam Was, podziwiam Ciebie i wierzę, że dacie radę, bo do tej pory dawaliscie!!! Już widać konsekwencje w Waszym działaniu, organizowaniu życia od początku, bo w piątkę zapewne jest inaczej, trudniej. Wiem, ze łatwo nie jest, ale musicie się nauczyć żyć w pięcioro. Wiem, że jesteś zmęczona, wyczerpana, ale szczęśliwa, a to najważniejsze:-) A że czujesz pewnego rodzaju niedosyt, nawet zobojętnienie i brakuje Ci chwil, które poświęciłabyś tylko i wyłącznie przytulaniu i głaskaniu maluszków, to normalne. Rozumiem, o co Ci chodzi. Chciałabyś się cieszyć ich obecnoscią, nie myśląc o tej całej "logistyce", organizacji...Jednak wydaje mi się, że musi minąć trochę czasu po porodzie, bo przecież Twoja psychika też nie jest z żelaza, masz prawo czuć huśtawki nastroju. Przyjdzie jednak taki moment, że ten czas stanie w miejscu, choć na momencik każedgo następnego dnia. Będziesz cieszyć oczy widokiem śpiacych, spokojnych dzieciaczków, poczujesz ich zapach i zapamiętasz go na lata. Wtedy będziesz tylko Ty i one - jak piszesz. A skoro o tym marzysz, to tak będzie, bo przecież kiedy się czegoś bardzo chce, to się spełnia... Tyle Twoich marzeń już się spełniło, więc i ttym razem tak będzie. Czego z całego serca Ci życzę -I.
OdpowiedzUsuńRany, Pani to potrafi pocieszyć, uspokoić... Dziękuję. Takiego wsparcia potrzebowałam - zwłaszcza dziś, po ciężkiej nocy :/
UsuńŚciskam serdecznie!
Anka, wiem o tym, że wspaniały mąż to podstawa organizacji i świetnie Cię rozumiem:) maluchy mają śliczne uszka:) uściski mm
OdpowiedzUsuńCiotka! Co Ty masz z tymi uszami?! ;)
UsuńFuksiary z nas, no nie? Takich mężów to nawet na loterii się nie wygrywa!
Buźka! :*
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńJesteście wspaniali :))wszyscy bez wyjątku:)
OdpowiedzUsuńgratuluję organizacji,z czasem na pewno będzie Wam lżej.Pozdrawiam serdecznie :)
Jeszcze raz gratuluję serdecznie! Bardzo się cieszę, że już jesteście wszyscy razem w domu. Maleństwa mają piękne nie tylko uszka, całe są cudne :) Rozumiem tę potrzebę zatrzymania czasu na porządne odczucie radości i napawania się dziećmi, ale i to Wam się uda, jestem pewna. W końcu maleństwa są w domu dopiero od 2 dni, nic dziwnego, że organizacja stanęła na pierwszym miejscu. Pozdrawiam całą piątkę, a szczególnie Starszego Brata :)
OdpowiedzUsuńCudne bobaski :) Fajnie widzieć ich razem :*
OdpowiedzUsuńSuper, ze dzieciaczki w domu! :D Post bardzo energiczny i mialam przed oczami Wasze bieganie, haha :D Mam nadzieje, ze szybko sie ten stan unormuje i bedziesz mogla sie nimi nacieszyc! :)
OdpowiedzUsuńSa przepieni az mi sie lza zakrecila. Jestes tak dzielna ze az slow mi brak. Uwielbiam Wasza rodzinke:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam!cuuudo! są przeslodkie. Powodzenia! a mama nacieszyć się zdarzysz :-*
OdpowiedzUsuńwzruszam się przy każdym poście o Waszych Skarbach :)
OdpowiedzUsuńpięknie u Was :)
Czytajac co piszesz doskonale TO czuje. Milenka tez miala problemy z ssaniem jedzonka w szpitalu powiekszyli jej nawet dziurki a w domu przeszlismy od razu na smoczki 2. Teraz idzie o wiele lepiej.
OdpowiedzUsuńPiekne sa :D Ciesze sie razem z wami ze w koncu w domku