Zdecydowanie ku pamięci :)
Ciężka noc. Jedna z wielu, które już za nami i jedna z wielu, które przed nami :)
Po kąpieli koncert zaczyna Franek. Od kilku dni przystawiam go jak najczęściej do piersi. Pił przez ponad pół godziny (aktywnie!), a po chwili okazało się, że nadal jest głodny. Rozpiło się dziecię na całego! Jak to się u nas mówi "zdżarłoby" konia z kopytami (czyt. matkę z cyckami). Przystawiam więc znowu to wygłodniałe dziecię do drugiej piersi. W tym czasie piszczeć zaczyna Jagoda. Jedną ręką trzymam Frania, drugą przytrzymuję smoczek córce, bo oczywiście wypluwa. Mąż usypia Szymka. Pomocy znikąd. Ręce cierpną, syn się denerwuje, Jagoda pręży. Cyrk! W końcu z odsieczą przybywa mąż. Zabiera córę na dół, żeby krzykami swoimi przeraźliwymi nie obudziła Szymka, a ja szykuję butlę Franiowi (bo ten wciąż głodny!!!). Wypija obżarty do granic możliwości. Jeszcze chwile mruczy, stęka i zasypia. Na dole Jagoda wystawia cierpliwość ojca swojego kochanego na wielką próbę. W końcu ona też poddaje się i odpływa. Jest po 21. Mąż zabiera ją do sypialni. Mała budzi się znowu i krzyczy. Mąż bierze ją do łóżka i razem zasypiają.
O 23 powinno być następne karmienie. Oczywiście, śpią jak zabite. Czekam do 23.30 i dopiero wtedy szykuję mleko. Nagle budzi się Szymek, wołając "Tatu! Mamu!" Ja na dole, mąż w sypialni. Przez nianię słyszę, jak woła do mnie zaspany: "Aniu, mały woła, a Jagoda na butli. Idź!". Że co?! Na jakiej butli? Lecę do Szymka. Usypiam. Wchodzę do sypialni. Mąż się budzi i dociera do niego, że bredził przez sen* ;)
Dzieci - wybudzone na siłę - nie mają ochoty na współpracę. Krzyczą, prężą się, wypluwają. Frankowi charczy w nosie. W ruch idzie Sterimar i Frida. Jeden raz nie pomaga. Za drugim okazuje się, że woda morska właśnie się skończyła. Nosz cholipka! Jakoś udaje nam się ujarzmić nasze dwa "skarby" i kładziemy spać. Zanim zasypiają na dobre, muszę podnieść z łóżka swoje cztery litery jeszcze kilka razy. Odpływam w trzy sekundy (mąż w jedną!).
O 2.30 jak przez sen słyszę stękanie Franka. Budzi się. Ssanie mu się włączyło. Zmuszam swoje odmawiające współpracy ciało do wstania. Schodzę na dół grzać mleczko. Słyszę, że mąż też się obudził i zabrał się za zmianę pieluch. Karmimy "na śpiocha". Niestety, nie tak szybko będzie mi dane zasnąć - czas przecież na odciąganie mleka. Zwlekam się z łóżka, schodzę na dół, odpalam laktator i komputer jednocześnie. Nadrabiam blogowe zaległości. Człapię do sypialni. Kilka kolejnych stęków Frania i krzyków Jagody i znowu zasypiam.
O 4.56 budzę się zlana potem - śniły mi się jakieś bzdury. Mąż już na nogach, wyszykowany do pracy. Karmimy dzieci. Budzi się Szymek. Za nic nie chce zasnąć w swoim pokoju, więc zabieram go do sypialni. Zasypiamy dopiero po godzinie.
O 6.30 Franio znów domaga się mleka, a Jagoda ma focha. I znowu jadę na dwie ręce - karmię i uspokajam. Na szczęście Szymek śpi jak anioł. Kiedy udaje mi się ogarnąć bliźnięta, cichaczem wślizguję się z powrotem do łóżka. Mam nadzieję, że zamknę oko choć na pół godzinki.
O naiwności! Ledwie przykładam głowę do poduchy, Jagoda znów daje o sobie znać (Znacie to powiedzenie? "Najłatwiejszy sposób, aby obudzić dziecko, to położyć swoją głowę na poduszce"). Grrr... Nie wstaję. Czekam na rozwój sytuacji.
Szymek zaczyna się kręcić. Nagle otwiera buzię i jeszcze przez sen mówi: "Fjań, Du! Nieee! Ciii! Nie! Ciiiiiiii!**". Taka puenta! Wesołe zakończenie ciężkiej nocy :)
Bo w życiu chyba o to chodzi, żeby dostrzegać miłe ułamki sekund i szybko zapominać o trudnych godzinach...
Także ten tego...
* Nie pierwszy raz coś mu się wydawało. Kilka dni temu - też przez sen - próbował podnieść mnie, chwytając jak niemowlę :)))
**Nauczyliśmy Szymka, że kiedy bliźniaki płaczą, ma podchodzić do łóżeczka i mówić "ciii", żeby je uspokoić :)
**Nauczyliśmy Szymka, że kiedy bliźniaki płaczą, ma podchodzić do łóżeczka i mówić "ciii", żeby je uspokoić :)
Bardzo lubię styl Twojego pisania :) Czytając to czuje jakbym stała gdzieś w kąciku waszego domu i była świadkiem tych sytuacji,wszystko jest takie realistyczne :) Także ten tego życzę Wam wytrwałości i bardziej przespanych nocy :)
OdpowiedzUsuńPaulina(Paula)
Oj, Ty podglądaczko ;) Dzięki!
UsuńOj, Ty podglądaczko ;) Dzięki!
UsuńMój mąż wielokrotnie w nocy kołysał mnie przez sen myśląc, że to nasza kilkutygodniowa córeczka :) I jak tu się wyspać w tak ekstremalnych warunkach?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jak??? ;)
UsuńNie wiem dlaczego, ale czytałam ten post szeptem :P
OdpowiedzUsuńJejku, wznoszę ręce ku górze i dziękuje że mój miesięczny synuś przesypia całe noce :) tzn. budzi się na karmienie ale zaraz po tym odkładam do łóżeczka i śpi... kolejne 3 godziny :)
:D
UsuńZazdroszczę...
O rany... Współczuję, musisz być wykończona. Dużo siły dla Was. I snu!! :)
OdpowiedzUsuńLubię sobie Cię poczytać, bo mi od razu łatwiej się zająć TYLKO dwojgiem dzieci :D
OdpowiedzUsuń:) Zawsze nas pociesza, że inni mają gorzej, no nie?
UsuńWidzę, że u was dobrze się dzieje.. Jeszcze tylko jakieś 365 dni i będzie super :) pozdrawiam danka i.
OdpowiedzUsuńTo mnie pocieszyłaś :)
UsuńO kurczę... Z opisu nocy wnioskuję, że Ty Kobietko nie śpisz. Ciężko Wam i podziwiam, że dajecie radę a Ty jeszcze odnajdujesz czas, by naskrobać coś na blogu... Jesteś Wielka Mamusiu!!! Kiedyś, gdy Twoje dzieci poczytają te wpisy pokiwają z uznaniem głową...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wychodzi na to, że śpię trzy, cztery godziny na dobę. Nie wiedziałam, że tak w ogóle da się egzystować!
UsuńRównież pozdrawiam!
Chylę czoła . Ja przy jednym kiedyś ledwo dawałam radę .. Jesteś wielka ! I mężu oczywiście też :)
OdpowiedzUsuńEee, ile jest takich kobiet, które z 5, 6 czy 7 dzieci świetnie sobie radzą. To dopiero sztuka!
UsuńPodziw i szacun !
OdpowiedzUsuńANIU jesteś rewelacyjna:) tekst mnie i rozbawil i wzruszyl:) podziwiam was z calego serca, ze we dwojke probujecie ogarniac ten caly majdan;) a ty jeszcze chcesz karmic piersia-szacun:)) oby takich nocy bylo jak najmniej:)
OdpowiedzUsuńAno chcę, tylko jakoś nie wychodzi :(
UsuńDzięki!
Kosmos AŻ tak nie mamy
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojecia, kiedy udaje Ci sie pisac jeszcze tak dlugie posty. Jestes niesamowita !!! Rozbawil mnie tekst o podnoszeniu zony jak niemowlecia :) Nie wiem co napisac, zeby Ci bylo milo- pozdrawiam i usmiecham sie szeroko !!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że potrafię jeszcze kogoś rozbawić :p
UsuńDzielna kobieto chylę czoła! :) Ja z jednym nie ogarniałam na początku a co mówić z dwoma? A powiedz czemu wybudzasz na karmienie? Kazali Ci? Bo ja już w domu go nie wybudzałam tylko w trakcie pobytu w szpitalu. Po 3 miesiącu jest lepiej :) dłużej będą spały :) fochy miną :)
OdpowiedzUsuńJagoda jeszcze kilka dni temu piła tak fatalnie, że trzeba było wybudzać ją na karmienie. Przybiera bardzo wolno :( A kiedy ją budzę, to i Franek musi się najeść. Jeśli zacznę karmić o różnych porach, zwariuję!
UsuńMam nadzieję, że rzeczywiści za jakiś czas sytuacja się poprawi :)
podziwiam, Aniu jesteś wielka! i Twój Mąż też!
OdpowiedzUsuńps mój Mąż ciągle ma jakieś schizy w nocy mimo, że Lelek już z nami nie śpi a Zosia od początku sama:)
Ciekawe, jak to jest z tymi naszymi mężulami - w sensie że tak odreagowują :p
UsuńAneczka, dopisek z gwiazdką nr 1 jest bomba. Świetny post, po latach przeczytasz pewnie z rozrzewnieniem. Dobrego dnia, uściski!!!!!!!!!!!!! mm
OdpowiedzUsuńPo latach na pewno! O ile dożyję :p
UsuńAle nocka ładna.. Silna z Ciebie kobietka :) .. Bliźniaki to nie takie chop siup jak się wydaje ..
OdpowiedzUsuńNo nie, ale nikt nie mówił, że będzie lekko. Ostatnio gdzieś przeczytałam "Jeśli macierzyństwo miałoby być łatwe, nie zaczynałoby się od porodu" :)
UsuńMój synek też jest wcześniakiem (urodzony w 30tc) i w szpitalu był karmiony co 3 godz. Na początku to zegarek można było według niego nastawiać :) Nam jednak pielęgniarka przy wypisie mówiła, żeby w nocy go nie wybudzać, tylko czekać aż sam się zacznie domagać. Mleko też mu ściągałam, bo nie chciał jeść z piersi, ale między 24 a 6 rano miałam nocną przerwę, a w dzień normalnie co 3 godz. Tak mi kazały ściągać pielęgniarki, bo na początku trzeba było mleczko wozić do szpitala.
OdpowiedzUsuńTeraz też już nie wybudzam, tylko czekam, aż jedno z nich zacznie się kręcić. Ale pilnować muszę, bo Jagoda przybiera bardzo wolno, mimo że zaczęła chętniej jeść.
UsuńJa w nocy muszę ściągać, bo rano piersi bolą jak diabli :)
Ale macie jazdy :P ale pomyśl, że jeszcze trochę i będzie już dużo lepiej :) Powodzenia na kolejne nieprzespane nocki i długie dni :* A.Sz.
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam! :)
UsuńBędzie (kiedyś) lepiej!:) Tego się trzymajmy. Pamiętam, że też opisywałam niektóre nocki z czasów, gdy niespełna 3 latka i Synuś kilkumiesięczny dzielili nasz sen na milion kawałków. Teraz czytam z niedowierzaniem, że wtedy udało się to przetrwać. W miarę.:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJesteś kolejnym dowodem, że to da się przetrwać :) Mam nadzieję, że i mi się uda.
UsuńNa szczęście podobno to mija :) Tak przynajmniej słyszałam ;)
OdpowiedzUsuń