Wchodzę rano do pokoju, a Szymek pochyla się nad Franiem, próbuje wcisnąć mu smoczek i mówi: "Śań, posze!".
Mam łzy w oczach!
Jesteśmy na dworze. Mówię do Szymka: "Kochanie, otwórz furtkę, żebym mogła wyjechać wózkiem". A on otwiera i mówi: "Posze!".
Szczęka mi opada. Znowu?
Podnosi kwiatki, które spadły z pergoli, przynosi mi je i mówi: "Posze!".
To nie przypadek!
Podaje mi swoje wiaderko do piasku i mówi: "Posze!".
Już wiem, że nastąpił przełom :)
Nigdy wcześniej nie uczyliśmy go słowa "proszę". Nie kazaliśmy powtarzać. Nauczył się od nas.
Taki wyjątkowy dzień, takie wyjątkowe słowo zasługuje na uwiecznienie :)
Brawo Szymuś :*
OdpowiedzUsuńTakie to proste, takie normalne, że dziecko uczy się od rodziców, a jednak nie każde dziecko umie te "magiczne słowa", niestety. Bardzo dobrze to o Was świadczy;) I macie bardzo mądrego synusia!
OdpowiedzUsuńSweet :) Ja trzy lata czekałam za słowem Kocham Cię mamusiu, nie chciałam go uczyć to miało być prosto z jego sersduszka, no i doczekałam się, łzy same płynęły. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńKochany :*
OdpowiedzUsuńSuper, brawo! :)
OdpowiedzUsuń:) świetnie
OdpowiedzUsuńNo i super :) A to tylko i wyłącznie Wasza zasługa, musicie być dumni.
OdpowiedzUsuńBrawo Szymus!
OdpowiedzUsuń