...i jeśli mam być szczera - mam nadzieję OSTATNIA.
Przygotowania do świąt minęły spokojnie. Zdążyliśmy ze wszystkim. Umyliśmy okna, w salonie stanęła choinka, prezenty zostały własnoręcznie zapakowane, w kuchni unosił się zapach barszczu, krokietów, bigosu, rybki po grecku, sernika... Chociaż Wigilię spędzamy z naszymi rodzinami, lubimy upichcić wszystkie smakołyki samodzielnie. Dzieci były kochane. Bliźniaki kilka dni przed świętami zaczęły przesypiać calutkie noce (i tak jest do dziś!), a Szymek pięknie zajmował się zabawą.
Niestety, same święta nie były takie, jak to sobie zaplanowaliśmy czy wymarzyliśmy. Było nerwowo i szybko. A to Franio na rękach, a to Jagoda zapłakała, a to oboje w jednej chwili zgłodnieli, a to Szymek dopominał się uwagi... Co innego zajmować się jednym dzieckiem, a co innego mieć trójkę do ogarnięcia.
Nie mam pojęcia, kiedy te trzy dni minęły...
Najpierw jedna Wigilia u teściów. W biegu. Po dwóch godzinach pakowanie do samochodu i wyjazd do drugich dziadków. Bliźniaki rozdrażnione (bo długość i jakość drzemek zaburzona), a Szymek zmęczony dotychczasowymi atrakcjami. We własnym domku byliśmy o 22. Szybka kąpiel i natychmiastowy sen. Chcieliśmy jeszcze posiedzieć, tak tylko we dwójkę, żeby nacieszyć się sobą i tym wyjątkowym czasem... Wytrzymaliśmy 15 minut. Oczy same się zamykały.
Kolejny dzień umknął równie szybko. Byli goście, a goście to gwar i zamieszanie. Tego nasze najmłodsze pociechy nie tolerują. Nie mogły skupić się na zabawie. Marudziły i sporo płakały.
Trzeci dzień świąt był najlepszy. Dużo spokojniejszy. Domowa kanapa, domowa podłoga, domowe zapachy okazały się największym dobrem. Wybraliśmy się tylko na małą przejażdżkę, żeby zobaczyć żywą stajenkę betlejemską. Szymek miał atrakcję, a my oderwaliśmy się od stołu.
Na myśl o minionych świętach jest mi źle. Smutek dominuje nad radością. Miało być wyjątkowo, bo w piątkę, bo pierwsze święta bliźniąt, bo Szymek już taki "kumaty", bo bez ubiegłorocznego strachu o ciążę... Niestety, w pamięci wyryło się tylko tyle - pęd, rozdrażnienie, kilka rozmazanych zdjęć... Nawet smak świątecznych potraw jakoś mi uleciał. Były piękne prezenty i miłe życzenia, ale czegoś zabrakło. Czego? Chyba zwyczajnie magii.
Nie, nie narzekam i nie szukam dziury w całym. Po prostu wiem, co było nie tak. A najgorsze jest to, że nawet gdybym chciała, żeby było inaczej, i tak nie mogłam niczego zmienić. Dopóki dzieci nie podrosną, dopóki będziemy chcieli spędzać Wigilię z każdą rodziną, dopóty mało świąteczne święta gwarantowane...
Właśnie wyobraziłam sobie Wasze zmęczenie. Zabrakło co najmniej trzech par rąk..
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam podobne Święta dwa lata temu kiedy córeczka miała dwa miesiące. Bieganina z domu do domu, a raczej jazda, a w między czasie karmienie piersią po kątach i proby usypiania. Jak ja byłam zła.. W tym roku to już zupełnie inna sprawa.
Za rok będzie inaczej, jestem pewna. Dzieciaki będą starsze o cały rok a to strasznie dużo. Będą się ganiały między Waszymi nogami, a drzemkę zaliczą jedną (jeśli w ogóle - z ekscytacji). U nas też zaburzone drzemki i spanie w obcych łóżkach. Po dwóch dniach mieliśmy dość odwiedzania rodziny. Trzeciego dnia byliśmy sami :) Odpoczywajcie!
OdpowiedzUsuńNasze święta tez były.. nie takie... pojechaliśmy do moich rodziców u których coraz rzadziej nocujemy... mieliśmy zostać do niedzieli.. wróciliśmy w sobotę z rana! Bo Młody nie potrafił znaleźć sobie miejsca, bo gwar był, dom rodzinny rodziców zwala im na głowę w świeta mnóstwo ludzi (bo ciotka, bo kuzynki głównie do babci przyjeżdżają) Mały zasnąć nie potrafił, nie miał swojego miejsca... do tego przeziębienie dzieciaków... spaliśmy w 3 na rozkładanej sofie - wstałam cała połamana już następnego dnia... wszędzie dobrze ale w domu... wiadomo ;)
OdpowiedzUsuńdlatego rozumiem Cię.. święta święta i po świętach - za rok będzie inaczej :D
Aniu gdzie ten żywy żłobek?? Bo chciałam Nadię zabrać w rodzinnych stronach ale nam "zwinęli"
Współczuję :(
UsuńWschowa :)
Aniu...to były nasze szóste Święta, odkąd urodziła się Marysia, czwarte z dwójeczką. A pierwsze, kiedy podczas Świąt...nie byłam głodna! Jak dotąd karmiłam piersią lub łyżeczką, oczywiście z pomocą Męża, ale po głowie i tak cały chodziło mi, czy zjedli, czy siusiu zrobione, czy papcie na nóżkach, czy nie za głośno, nie za dużo telewizji, a to na spacer muszą wyjść, no i zjeść owoce.. Generalnie właśnie z powodu gwaru, zamieszania i stresu unikamy gości. A ja uwielbiałam przyjęcia, pięknie nakryty stół, pichcenie, wyszukane dania. A teraz są Dzieci:) Czyli gonitwa. Ale jest coraz lepiej...:)
OdpowiedzUsuńOdkąd są dzieci nie skacze po Wigiliach.Jak już jadę to do jednych dziadków.Trzeba zmienić harmonogram do potrzeb dzieci i do naszej wygody
OdpowiedzUsuńNiestety- dopóki takie maleństwa w domu to magia ucieka gdzieś oknami chyba. Ale wiesz Aniu- niedługo będą to tylko wspomnienia. I czasem będzie się chciało wracać do tych chwil.Zmęczenie na pewno nie pozwala na przeżycia takie jakie sobie wymarzyliśmy.Ale wązne,że czas nie przeszedł tak jakoś obojętnie.Pozdrawiamy poświątecznie:)
OdpowiedzUsuńNasze święta tez nie były takie jakbym chciała ale za rok...będą na pewno lepsze :) już na nie czekam. Wiedziałam,że mieszkacie gdzieś w Wlkp bo na zdjęciach z chrzcin bliźniąt zobaczyłam znajomą mi z widzenia twarz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i gratuluję super rodzinki !
Ciekawe co to za znajoma twarz :)
UsuńNie znam tej Pani osobiście ale widzę ją czasami jak jeździ rowerem po Poniecu :) na jednym zdjęciu Ty, Aniu trzymasz na rękach Frania a ona ku niemu schyla i uśmiecha do niego. Ma takie krótkie, rude, nastroszone włosy :)
UsuńNiewątpliwie te święta to było dla Was wyzwanie.
OdpowiedzUsuńPowiem Tobie to co i sobie powtarzam, z każdym rokiem będzie lepiej. ;)
Oj kochana...nie o tym marzyłaś, ale życie i rytm maluszków postawiło na swoim... wczoraj opisałam podobne rozczarowanie swoje...Chociaż mam jedno maleństwo, żadnych gości i wyjazdów, niewiele ugotowałam - poszliśmy w wigilię spać o 20:40. Taki rok... Dlatego podziwiam Cię, że tyle energii zainwestowałas w przygotowania, że tak pięknie było u Was, sens zachowaliście tych Świąt, bo nie o magię przecież chodzi, tylko świętowanie narodzin Jezusa, nawet jeśli niemowlęta uparcie robią to po swojemu :-)... Ściskam mocno! Już za rok będzie inaczej, zobaczysz, w piątkę będziecie wycinac pierniczki, zaśmiewać się i kosztowac wszystkich potraw :-) Może sylwester uda Wam się kanapowy, skoro maluchy przesypiają noce :-)
OdpowiedzUsuńDziekuje za ten post. Nareszcie ktoś napisał jakie są na prawdę realia. Dla większości święta to nie kocyk i goraca czekolada, ale placzące dziecko na rekach i gonitwa od jednych rodziców do drugich. Ja obiecuję sobie co roku że będzie inaczej... Jeszcze raz dziękuję że Twój post nie jest lukrowany jak wszystkie inne.
OdpowiedzUsuńU nas dla odmiany było spokojniej, ale tylko dlatego, że bez bieganiny między rodzinami. Natomiast przygotowania do Świąt i same Święta z tak małymi dziećmi to koszmar. Moje dzieci dla odmiany na dzień przed wigilią stwierdziły, że trzeba płakać, nosić się, ciągnąć mamę za nogi itd. W wigilię ktoś je odczarował - jak anioły. Chyba tylko dlatego udało nam się w końcu zasiąść do stołu. Za rok będzie lepiej - i u Was i u nas - miejmy nadzieję :*
OdpowiedzUsuńO wlasnie! Przygotowania bez pomocy to koszmar, ale bez bieganiny duzo spokojniej :) Jako emigrantka wprawdzie nie mam w poblizu rodziny, ale skupilam sie na naszej piatce i nasze swieta byly wspaniale i pelne magii. Mamy z klubu blizniakow stwierdzily, ze one w tym roku nie robia objazdowki i jak ktos chce, niech przyjezdza z jedzeniem do nich :) To naprawde za duzo zachodu, planowania i tak wiele rzeczy trzeba z soba zabrac! Mysle, ze w tej sytuacji rodzina powinna was zrozumiec i mysle, ze gdybyscie spedzili swieta w swoim domu bylyby wspaniale. Moze czas zaczac tworzyc dla dzieci wlasna tradycje? Dla nich to wy-rodzice jestescie najwazniejsi i dopoki nie beda starsze to sie raczej nie zmieni...Pozdrawiam :)
UsuńMy co prawda jednego maluszka mamy, ale zadecydowaliśmy, że w tym roku na święta zostajemy w domu. Jedni rodzice przyjechali na Wigilię, drudzy dojechali w 2. dzień świąt. Synek na szczęście dał przygotować mi dania na Wigilię, nie mniej miałam wyrzuty sumienia, że zamiast bawić się z Nim, stoję przy "garach" i to dłużej przecież niż zwykle, ponieważ tylu dań na co dzień przygotowywać nie muszę. Wyjątkowo mąż w dni przedświąteczne wracał później niż zwykle, więc ominęła go gorączka przygotowań. Za pewne, gdy dzieciaczki Wam podrosną, będzie lżej. Choć, co ja mówię, skąd ja to mam wiedzieć. Nie mam takiego doświadczenia. :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Ciebie i całej Twojej Rodziny na nowy rok.
Pozdrawiam,
Katarynka
My swieta spedzilismy sami w domu.
OdpowiedzUsuńSylwester zdecydowalismy sie spedzic ze znajomymi w Pl i niestety ale do domu wrocilam szybciej niz to zaplanowalismy.
Droga 500km - straszny snieg - obce miejsce - glosno .... Milena miala dosc a i my tez.
To byly moje pierwsze swieta na "obczyznie" , pierwsze w piatke , pierwsze bez rodziny.
Niestety drugie kiedy to rodzicow zabraklo a z pobyty w Pl ucieszylo mnie jedynie to ze moglam choc swieczki isc im zapalic :/
Do **** z tym wszystkim!