Błysk w oku


Ci z Was, którzy fejsbukowi są, wiedzą już, że po długim czytelniczym lenistwie wzięłam się w końcu za książkę. Na pierwszy ogień poszedł "SOR". Dopiero zaczęłam przygodę z tą lekturą, a już tysiąc myśli w głowie. 

Jarka Szulskiego wielbię nie od dziś. Za to, jakim jest nauczycielem. I za podejście do życia. I stosunek do człowieka. I specyficzne poczucie humoru. Jego "Zdarza się" przeczytałam jednym tchem i... najpierw się zachwyciłam, później wpadłam w depresję (że ja tak nie umiem i nigdy umiała nie będę, że systemu nie pokonam...), by po jakimś czasie powstać, wziąć się w garść i powiedzieć sobie "spróbować nie szkodzi". Ale dziś nie o tym - jeszcze przyjdzie pora na tematy okołoszkolne.

Od wczoraj zaczytana jestem w drugiej książce Szulskiego. Czytam, czytam i czytam. I wyczytuję m.in. takie słowa:


"Szkoła przypomina dziś ryzykowną psychoterapię, po której pacjent (czyli uczeń) ma ochotę się zabić. Moja siostra, prowadząca nieźle prosperującą firmę public relations, nazywa to, co obserwuje u starających się o pracę absolwentów, "szokiem pooświatowym". Szok pooświatowy charakteryzują między innymi półotwarte usta wyrażające nostalgiczne zdumienie (nie zdziwienie światem, a zdumienie właśnie), mętny wzrok i ogólnie otępiały, nieskażony myślą wyraz twarzy. I posępny brak błysku w oku. Najgorsze, do czego można doprowadzić w szkole: pozbawić ucznia błysku w oku."

I tak sobie myślę, że ten Szulski to mądry facet jest. Nie tylko dlatego, że ma rację, ale też dlatego, że otwiera oczy na wiele spraw, wydawałoby się oczywistych.

Niestety, nie tylko szkoła pozbawia tego błysku w oku. Narzeka się na nią, twierdzi się, że to samo zło, że zamiast wychowywać - psuje, ale to nie jest cała prawda. Od ponad 3 lat tkwię w szkolnym zawieszeniu, a potrafię wymienić wiele sytuacji, które są tego przykładem. 

Wkraczając w dorosłość, wcale nie jesteśmy lepsi od nauczycieli, którzy "zniszczyli" nam życie. Powielamy zachowania, które miały destrukcyjny wpływ na naszą psychikę i postrzeganie siebie. Robimy to innym, bo skoro tak nas nauczono, to nie ma w tym nic złego. Tak łatwo nam niszczyć - radość, wiarę w siebie, optymizm. Uwielbiamy krytykować. Za często mówimy "bo Ty", zamiast "ja też". Taplamy się w morzu narzekania, dobijania i zazdrości. Nie możemy znieść, kiedy komuś się wiedzie, kiedy jest szczęśliwy. Matce, która "siedzi" z dzieckiem w domu mówi się, że się zapuściła, że zdziczała, że się uwsteczniła. I że nawet jeśli mówi, że to jest sens jej życia, to z pewnością kłamie, udaje. Przecież nie można cieszyć się z przebywania z dzieckiem przez okrągły rok, dwa lata, trzy... Kobiecie, która dziecka nie ma (i która mieć go nie chce), a dobiega już trzydziestki piątki wmawia się, że kłamie, bo przecież ona NA PEWNO dziecka pragnie, tylko zaprzecza przed całym światem. I tak naprawdę jest bardzo, ale to bardzo nieszczęśliwa. Wszak my wiemy lepiej...

Zazdrość nas zżera, że ktoś może być naprawdę szczęśliwy. Denerwuje nas, że ktoś może świadomie kierować swoim życiem, dokonywać wyborów, które prowadzą do jasno określonego celu. Inni realizują swe marzenia, podczas gdy my tkwimy w miejscu i jedyne, co potrafimy zrobić, to próbować im w tym przeszkodzić. Podcinamy skrzydła i mamy z tego niezłą frajdę. Bo skoro nam się nie udaje, to oni nie mogą mieć lepiej. Tak, my też pozbawiamy błysku w oku... Smutne, ale prawdziwe.

Nie lepiej docenić? Dopingować? Podsycać energię i zapał - nawet do czegoś szalonego? A nawet jeśli się komuś noga powinie, nie dobijać, ale powiedzieć "Spokojnie, to przejściowe. Zamień tę porażkę na sukces. Wierzę w Ciebie!".

Bardzo brakuje mi takiego podejścia. W szkole bardzo dużo rozmawiałam z uczniami. Byli już w takim wieku, że można było. Uczyliśmy się od siebie nawzajem. Starałam się traktować ich jak partnerów, zachowując dystans. W życiu prywatnym też tego bym sobie życzyła. Rozmowy, która ciągnie się długimi godzinami, a nie urywa po chwili. Rozmówcy, który słucha, rozumie, doradzi, a nie krytykuje i wytyka. Uśmiechu - szczerego, nie podszytego ironią. Uścisku ręki - mocnego, pewnego, nie "z góry". P
artnera, który ten blask w moim oku dostrzeże i nie pozwoli mu zniknąć. Znajomych, którzy dzwonią i piszą, bo się stęsknili, a nie dlatego, że szukają tematu do ploteczek. A w tym wszystkim szacunku, szacunku i jeszcze raz szacunku.

Niech nasze oczy błyszczą! Jeszcze nic straconego! 

To pisałam ja - życiowa pesymistka w trakcie nawracania :p

12 komentarzy:

  1. Piękne słowa a autora książek nawet nie znałam- ale po Twoim opisie warto sięgać- już całkiem "błyszcząca" będę- optymizmu dawka zawsze się przyda . Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za cudną zachętę - sięgnę po te książki na pewno.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczułam pokrewieństwo dusz! ;) trzymaj się ciepło.
    Karolina S.

    OdpowiedzUsuń
  3. To bardzo mądre słowa. Sama mam za sobą całe mnóstwo ocen i krytyki, która wychodziła...ode mnie! Wstydzę się tego. Bo potem okazywało się, że nie miałam racji, że nie znałam drugiego i trzeciego i kolejnego oblicza danej osoby, czy sytuacji. Dlatego uczę się nie oceniać, tylko wsłuchiwać się i brać przykład z tego, co dobre i co ciągnie w górę, a nie w dół. Widzieć tą pozytywną stronę tego, co nas spotyka. Aniu, biorę się szybko za moje książki i mrugam małym błyskiem w oku do Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż widzę ten błysk!

      I ja mam wiele na sumieniu, ale przecież o to w życiu chodzi, żeby uczyć się na błędach i więcej ich nie popełniać.

      Usuń
  4. Nie znałam. Zapamiętam.
    A z pesymizmu da się nawrócić? :-) Ja nazywam siebie realistką i wcale nie chce być jakąś zbytnią optymistką, bo to mnie czasem drażni, że ktoś nie chce z założenia widzieć przeszkód i ciemnych stron. A one są. Natomiast pesymista świadomie tkwi w dołku i chce widzieć tylko negatywy. Jestem gdzieś pośrodku :-) Kiedyś spotkałam się z taka metaforą, że można pozwolić przysiąść melancholii na swoim ramieniu, ale nie uwić gniazdo na głowie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dożywotnia terapia ;)
      I ja nie przepadam za wiecznymi optymistami, ale w wielu sytuacjach warto widzieć szklankę do połowy pełną.
      Piękna metafora :)

      Usuń
  5. Aneczka, pięknie powiedziane! MM

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie obecny model edukacji jest po prostu do bani. Ogranicza, pozbawia kreatywności i samodzielnego myślenia. Jeśli ktoś się szybko nie opamięta to przyszłość nie rysuje się różowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało powiedziane, że do bani. A najsmutniejsze i najbardziej irytujące zarazem jest to, że nauczyciele w tej kwestii niewiele mogą. Są bardziej urzędnikami niż mentorami :(

      Usuń
  7. Nie znałam do tej pory jego książek! Ale zaciekawialas mnie, wiec kto wie?! 😊

    Kasia Madej

    OdpowiedzUsuń