Jestem rozłożona na łopatki. Mamy takie cudaśne dzieciaki, że każdy dzień z nimi to przygoda. I radocha. I spełnienie. I duma. I zaduma. I wielkie zmęczenie też. A jakże! Cały dzień na takich obrotach, że wieczorami krzyż pęka. Ale... who cares! ;)
30 treningów temu
Zaczynałam z kondycją na poziomie 0 (jeśli nie na minusie). To nic, że mam trójkę dzieci i roboty przy nich po pachy. Z kondycją nie ma to nic wspólnego.
Smarki, irokez i piosenka-pocieszajka
Wpisowy misz-masz. Ku pamięci. I ku pokrzepieniu. Bo w tym ciężkim momencie, jakim jest choroba dzieci, trzeba się czymś pocieszyć, a ze zdjęć zrobionych dzisiaj bije taka radość, że od razu chce się więcej.
Zima, którą się kocha
Za śniegu duże ilości.
Za słońce twarze nasze ogrzewające.
Za sanki od dawna czekające.
Za wywrotki śmiechem, a nie płaczem okraszone.
Za na śniegu anioły.
Za śniegowe bitwy "na śmierć i życie".
Za na mrozie całusy.
Za ręce zmarznięte.
Za radości okrzyki.
Terapia filmowa
Na moment wszystko znowu przystopowało. Kolejny raz pędząca codzienność spowolniła, pozwalając spojrzeć nieco inaczej. Z boku.
A wszystko przez filmy. Napatrzyłam się, naprzeżywałam i teraz odreagowuję.
I dobrze. Tak lubię.
Subskrybuj:
Posty (Atom)