30 treningów temu


Dokładnie 8 stycznia rozpoczęłam tę walkę. O lepszy wygląd, o lepszą kondycję, o lepszą samoocenę.
Zaczynałam z kondycją na poziomie 0 (jeśli nie na minusie). To nic, że mam trójkę dzieci i roboty przy nich po pachy. Z kondycją nie ma to nic wspólnego.

Wybrałam ćwiczenia z Mel B. Częściowo świadomie, częściowo z przypadku. Na Chodakowską było za wcześnie (próbowałam - padłam po 3 ćwiczeniach), tym bardziej na Hortona. Mel B wydała mi się... osiągalna.

Pozory!

Wybrałam ćwiczenia, które dostępne są w internecie - na każdy dzień tygodnia inny zestaw.
Pierwszy trening był trudny. Starałam się robić wszystkie ćwiczenia, ale nie każde wychodziło, a niektóre wykonywałam w dwa razy wolniejszym tempie. O "desce" mogłam zapomnieć!
Pot, zadyszka, drżące ciało... O matko, potworne odczucia. I to przekonanie, że więcej nie dam rady. I że głupia byłam, że w ogóle się na coś takiego porwałam. I że to zwyczajnie nie może się udać.


Myliłam się.

Tyle się naczytałam, że z czasem wszystko przychodzi łatwiej, ale nie bardzo w to wierzyłam. A jednak.

Rzeczywiście po kilku dniach było lepiej. Nie dyszałam jak parowóz, wykonywałam więcej ćwiczeń i czułam większą satysfakcję.

I z dnia na dzień było (i jest) lepiej :)

Nadal nie jestem w stanie wykonać wszystkiego w 100%, ale śmiało mogę napisać, że te 90% już tak. Nawet znienawidzona "deska" sprawia mi przyjemność (nie wytrzymuję całej minuty, ale 40 sekund owszem).

Czasami modyfikuję sobie ćwiczenia. I tak np. od 20 stycznia do 9 lutego codziennie wykonywałam zestaw z piątku, czyli: rozgrzewka+cardio+abs+ramiona+pupa. Razem 52 minuty. Od 6 lutego dodałam do niego ćwiczenia na brzuch, a dzień później włączyłam jeszcze rower - codziennie pół godzinki w tempie ok. 36-37 km/h. Od trzech dni skupiam się jeszcze bardziej na brzuchu, bo to najoporniejsza część mego cielska.

Jest moc!

A teraz czas na konkrety. W ciągu tych 37 dni, po 30 treningach ubyło mi wszak i kilogramów (choć tych niewiele), i centymetrów:
- 3 kg,
- 3 cm w brzuchu,
- 8 cm (!!!) w biuście,
- 3 cm w talii,
- 2 cm w pupie,
- 2 cm w udzie.

Spektakularnych wyników nie ma, ale ciało naprawdę się zmienia. Pociążowa skóra na brzuchu już tak nie wisi, mięśnie na ramionach zaokrągliły się, talia jest bardziej widoczna. Nie jestem jeszcze zadowolona, ale wszystko idzie ku dobremu. Mąż też zauważa postępy i motywuje do walki.

Polubiłam Mel B na tyle, że będę jej wierna jeszcze jeden miesiąc. Planowałam przerzucić się na kogoś innego, ale nie czuję się na razie znudzona. Poza tym chciałabym osiągnąć ten etap, że będę wykonywać każde ćwiczenie w 100%, a tak jeszcze nie jest. Podejmuję zatem kolejne 30-dniowe wyzwanie z Mel B. Zamierzam skupić się przede wszystkim na brzuchu, więc ćwiczenia na tę partię mięśni dodam do każdego treningu. Chciałabym, aby każdy wyglądał następująco:

rozgrzewka + cardio + abs + brzuch + ramiona + pośladki + 30 minut roweru

Razem jakieś 1,5h. Nie wiem, na ile pozwoli mi czas (czyt. mąż), ale postaram się robić wszystko. W sytuacji kryzysowej wyrzucę ćwiczenia na pośladki, bo potrzebne mi są najmniej ;)

O wiele trudniej ma się sprawa diety. Pilnuję się, staram się jeść regularnie, ale zdarzają się kryzysowe chwile, kiedy sięgam po coś słodkiego. Udało mi się kilka dni unikać cukru, ale po jakimś czasie zaczęło mnie nosić. Zabiłabym za cukierka. To chyba uzależnienie? Trudno mi z nim walczyć, ale nie zamierzam się poddać. Od dziś biorę sobie do serca zasadę: 70% sukcesu to odpowiednie żywienie, a tylko 30% wysiłek fizyczny. Będę rzeźbić ciało i lepiej jeść. Nie, odwrotnie: lepiej jeść i rzeźbić ciało ;)

Amen! 


PS. Jeśli i Wy macie już jakieś małe sukcesy, dajcie o nich znać w komentarzu.  A może nie macie, a chcielibyście mieć i dlatego przyłączycie się do wyzwania? Zmotywujmy się nawzajem :) 

7 komentarzy:

  1. Świetne wyniki!!! -8cm w biuście -nieźle. Ćwiczenia z MelB są oki - jej pozytywne nastawienie udziela się - niestety wszystkie jej treningi na które trafiłam - są bez dokładnego tłumaczenia danych ćwiczeń, co dla mnie jest minusem. Ja preferuje na rowerku stacjonarnym trening interwałowy - znakomity na spalanie tkanki tłuszczowej :) A do twojej listy koniecznie dodaj rozciąganie na końcu!!! - mięśnie trzeba porządnie rozciągnąć.
    pozdrawiam ciepło i 3mam kciuki za Ciebie a Ty 3maj za mnie :)
    Martyna - stała czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozciąganie jest - tylko nie z Mel B, ale to, które pamiętam z zumby ;)
      Powodzenia!

      Usuń
  2. Aniu zaimponowałaś mi:) Ogromne gratulacje! Mi ćwiczenia niby nie obce, ale ostatnio raz się przebiegłam, a wcześniej długo, długo nic. Motywujesz:) Doskonałe wyniki:) Tak trzymaj! Podobno z czasem to wchodzi w nawyk... Ja jeszcze zewu nie czuję, ale będę wracać do Twojego wpisu częściej i częściej, aż poczuję na nowo bakcyla:) Bo przydałoby się, oj przydało! buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to bieganie kusi i kusi, ale najpierw chciałabym nabrać formy. Może na wiosnę...
      Coś rzeczywiście jest w tym, że do ćwiczeń człowiek się przyzwyczaja - kiedy zbliża się wieczór, aż mnie nosi :)

      Usuń
  3. Mi również imponujesz!!! I motywujesz. Po rozmowie z Tobą spróbowałam jednego treningu z Mel B i... to nie dla mnie. W zamian za to co drugi dzień wychodzę na taki bardzo szybki spacer i idę około pięciu kilometrów. Przy okazji się dotleniam. Spacery wciągają i mam ochotę zacząć biegać:) Oprócz tego dieta od trzech tygodni- minus 3 kg. Oczywiście czasami popełniam grzechy (np. w tłusty czwartek;)). Z cukrem nie mam problemu, ponieważ nigdy nie słodziłam kawy ani herbaty. Ciesze się z tego, że przestałam mieć ochotę na czekoladę, którą uwielbiam. Będzie dobrze! Damy radę!!! Wiosna jest nasza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny wynik! Brawo :) Fajnie, że znalazłaś swoją formę aktywności - na szczęście nie każdy musi ćwiczyć z Chodakowską czy Mel B :)
      Tak trzymaj!

      Usuń
  4. Aneczka, chylę czoła! ja bym nie dała rady. Skąd bierzesz czas i motywację do tych działań??? Ja mogę dorzucić jedną radę: odrzuć pszenicę. Niekoniecznie gluten w ogóle, ale na pewno pszenne makaroniska i chleb. Moja znajoma zrzuciła 10 kg w pół roku - po prostu przestała jeść cukier i pszenicę. Piątkowe uściski!!! ps nie myśl, że ja w ogóle pszenicy nie jem: właśnie się obżarłam plackiem :D MM

    OdpowiedzUsuń