...czyli o pierwszych samodzielnych wakacjach starszaka, o szczepieniu, którego nie było, o bezwartościowych książkach, które chłonie się nocami i morderczych treningach, po których nie chce się spać. I o kilku innych.
Rzadko i mało piszę. Każdego dnia obiecuję sobie poprawę, ale nie wychodzi. Z tygodnia na tydzień jest z trudniej. Nie myślałam, że tak będzie. Jeszcze nie teraz. Cóż. Pewnych spraw nie przeskoczę...
Szymek zaliczył w minionym tygodniu swoje pierwsze samodzielne wakacje u dziadków. Pojechał na trzy dni (dwie noce) i... nie chciał wracać. Nie wiem, czy cieszyć się, czy smucić. Nie bardzo za nami tęsknił. Nie chciał z nami rozmawiać przez telefon. Miał tam swój świat - kurki, zbieranie jajek, świnki i byczki u sąsiada, plac zabaw, zakupy z babcią... Było mu dobrze. Nikt mu nie zabierał zabawek, nikt nie krzyczał nad uchem. Rozumiem go. Ostatnio dużo myślę o tym, w jakiej sytuacji się znalazł po pojawieniu się bliźniaków. Zafundowaliśmy mu sporo "atrakcji", niekoniecznie przez niego pożądanych. Plusem tych wakacji jest to, że bez obaw możemy myśleć o tym, żeby zostawiać go u dziadków, gdy sami będziemy potrzebowali chwili dla siebie. Nie zrobimy mu tym krzywdy, raczej sprawimy radość.To duża wygoda i ogromna dawka spokoju dla przepracowanych rodziców.
Na piątek zaplanowane mieliśmy zaległe szczepienie. Specjalnie odkładałam je w czasie. Mąż - jak zwykle z tej okazji - wziął sobie wolne. Sama bym sobie nie poradziła, chyba że na raty. Na miejscu okazało się, że szczepienia nie będzie, bo pani, która robi zastrzyki, jest na urlopie. Ja rozumiem - straszna tragedia - ale jedna jedyna pielęgniarka uprawniona do robienia zastrzyków na całą przychodnię? Pediatra zarzekała się, że z pewnością ktoś do nas dzwonił, żeby nas o tej sytuacji uprzedzić, ale to nieprawda. Sprawa się wyjaśniła, kiedy zajrzała do komputera. Pielęgniarka, która zapisywała nas na ten dzień, błędnie zaznaczyła wizytę ambulatoryjną zamiast szczepienia i dlatego nikt nas nie poinformował. Nie znoszę takich pomyłek.
Szczepienie zatem wciąż przed nami. Na szczęście bilans już odhaczony. Różnica wagowa i wzrostowa nadal się utrzymuje:
Franek - 10,6 kg i 81 cm (Szymek w tym czasie ważył tyle samo, ale miał 3 cm mniej),
Jagoda - 8,7 kg i 75 cm.
Franko prze równo do przodu, a Jagoda niesynchronicznie - od marca przybrała tylko 600g ale urosła aż 5 cm.
Rozwój motoryczny w porządku. Oprócz tak pożądanego w ich wieku chodzenia nie brakuje im niczego. Raczkują, wstają, chodzą przy meblach, samodzielnie siadają, stawiają kroczki przy pchaczu... I tylko te szmery na Franiowym serduszku przerażają... Badanie usg już niebawem.
A co u Mamanki?
Dużo ostatnio myślę, o sobie. Egoistyczne? Nie, zasłużone. Sporo już zmieniłam, sporo zamierzam zmienić. Walczę. Przede wszystkim o siebie. Tyle się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy, że to nieuniknione. Nie chciałam tego, myślałam, że nigdy nie będę musiała, a jednak... Życie...
Z tematów błahych - oddałam się ostatnio lekturze. Emocje po niej już dawno opadły ("jak po wielkiej bitwie kurz"), więc wzięłam do ręki tę szmirę Grey'a i... przepadłam ;) Cała trylogia w cztery dni. Już wiem, w czym tkwi fenomen. Nie potępiam, rozumiem. Co więcej - sama dałam się ponieść. Która z nas by tak nie chciała, choć troszkę, choć na chwilę? Może jestem podatna, może się nie znam, może powinnam omijać szerokim łukiem ze względu na zawód, ale prycham na to. Choć to literatura zdecydowanie niskich lotów, to czytało się przyjemnie, momentami z wypiekami na twarzy. Taka odskocznia, której potrzeba wielu z nas. Teraz czas na coś poważniejszego.
Z tematów mniej błahych - kolejny raz podjęłam też walkę o lepszy wygląd i lepsze samopoczucie. Codzienne ćwiczenia w domu porzuciłam już jakiś czas temu. Znowu zawiodłam siebie i swój organizm. Już tak dobrze mi szło. I forma była lepsza, i ciało zaczynało się zmieniać. Teraz wszystko od nowa. Tym razem postawiłam na zajęcia w grupie - trzy razy w tygodniu taki wycisk, że na trzęsących się nogach wracam do domu. Swingi, pompki, przysiady, pajace, wykroki, padnij-powstań, skakanka... Pot leci po pupie, ale satysfakcja po zajęciach taka, że góry można przenosić. Tym razem nie odpuszczę!!!
Wakacje trwają w najlepsze (choć dla mnie nie są niczym wyjątkowym). Robimy remonty, zajmujemy się ogrodem (jak miło wyrwać własną marchew, zerwać ogórki, wyłuskać groszek cukrowy...), jeździmy na spacery nad jezioro, jemy lody i gofry, robimy dżemy i kompoty... Powoli szykujemy się na przedszkole starszaka. Zwykłe, codzienne życie przeciętnej rodziny. Nasze życie!
Wakacje trwają w najlepsze (choć dla mnie nie są niczym wyjątkowym). Robimy remonty, zajmujemy się ogrodem (jak miło wyrwać własną marchew, zerwać ogórki, wyłuskać groszek cukrowy...), jeździmy na spacery nad jezioro, jemy lody i gofry, robimy dżemy i kompoty... Powoli szykujemy się na przedszkole starszaka. Zwykłe, codzienne życie przeciętnej rodziny. Nasze życie!
Czyżbyś zaczęła crossfit u chłopaków w Lesznie :) :) pozdrawiam Martyna
OdpowiedzUsuńNieee, crossfit nie, ale hiit, tabata i te sprawy ;)
UsuńAniu, uściskam Cię już niedługo:) Wyobrażam sobie, choć tylko w 2/3, jak Ci trudno. Z naszą dwójką również lekko nie było. Zaangażowanie w wychowanie z pewnością owocuje, ale nie można o sobie zapominać. Łatwo powiedzieć, prawda?
OdpowiedzUsuńAle damy radę, ja tym razem też już nie odpuszczę w tej ostatniej kwestii.
A zdjęcia są po prostu niesamowite! Jagodzia bardzo urosła:) Jest śliczna! Chłopaki w kość dają...widać w oczkach Frania ten ogień:)
A co do szczepień - też miałam podobną przygodę z Jankiem. Po czekaniu w kolejce do pani pediatry, potem do pokoju szczepień, okazało się, że...szczepionek zabrakło! nie dość, że szczepienie jest przecież zaplanowane, to musieliśmy spędzić w przychodni niemal godzinę, żeby się o naszym "pechu" dowiedzieć.
No cóż...padnij i...powstań:)
Padnij - powstań... Aniu, do tej pory nie przekładałam tego na życie pozatreningowe, ale masz rację - można, a nawet trzeba :)
UsuńTrudno, to fakt. Już nie zgrywam bohaterki. Choć radę daję sobie całkiem nieźle, to częściej bywa pod górkę.
Słusznie zaobserwowałaś, że moje chłopaki to wulkany. Humorki miewają nieznośne, zwłaszcza Franko. Ale są moi - najlepsi, najpiękniejsi, najukochańsi... Tak jak Twoje urwisy dla Ciebie ;)
Cieszę się bardzo, że dołączyłaś do naszej drużyny jędrnych pośladków, płaskich brzuchów i silnych ramion. Zobaczysz, uda nam się! Do zobaczenia w czwartek!
Aniu, doskonały przegląd tygodnia:-) Dzieci rosną jak na drożdżach! Długo nie odwiedzałam Cię, bo nie było mnie w domu, bywałam tu i tam...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za "jędrne pośladki, płaski brzuch i silne ramiona". O jędrnych pośladkach to w moim wieku można tylko pomarzyć. Płaski brzuch miewam, kiedy go wciągam, a w silnych ramionach co najwyzej mogę się znaleźć, bo sama ich mieć już nie będę. Jednak nie narzekam, jakoś żyję... Natomiast Ty masz to wszystko w zasięgu ręki. Powodzenia!!! Pozdrawiam i ściskam dzieciaczki - I.
Ja również pojawiam się tu rzadziej, więc ta różnica we wzroście tak rzuca się w oczy :)
UsuńO takiej sylwetce, jaką ma Pani, mogę tylko pomarzyć! Marzenie wielu kobiet! Ale walczę, wylewam siódme poty, żeby podobać się sobie bardziej :)
Ściskam serdecznie!