Jest piątek. Właśnie minęło południe.
Bliźniaki śpią, Szymek w przedszkolu. Ja na kanapie, pod kocem, wyciągam na chwilę nogi, które nie zatrzymały się ani na chwilę od 6.45.
Od trzech dni na wysokich obrotach. Jeszcze wyższych niż dotychczas. Z włączonym budzikiem. Z makijażem od samego rana. Z kubkiem gorącej herbaty od siódmej zero zero.
Zmiany.
Przyszło nowe. Całkiem niezłe. Ciekawe. Radosne.