Jest piątek. Właśnie minęło południe.
Bliźniaki śpią, Szymek w przedszkolu. Ja na kanapie, pod kocem, wyciągam na chwilę nogi, które nie zatrzymały się ani na chwilę od 6.45.
Od trzech dni na wysokich obrotach. Jeszcze wyższych niż dotychczas. Z włączonym budzikiem. Z makijażem od samego rana. Z kubkiem gorącej herbaty od siódmej zero zero.
Zmiany.
Przyszło nowe. Całkiem niezłe. Ciekawe. Radosne.
Przyszło nowe. Całkiem niezłe. Ciekawe. Radosne.
Tyle zdążyłam napisać w piątek...
Dziś mamy już poniedziałek. Odwiozłam starszaka do przedszkola, zjadłam śniadanie i czekam, aż obudzi się reszta załogi. Jest 8.52, a oni nadal śpią! Niewiarygodne! Zjawisko niespotykane, zwłaszcza w ostatnim czasie.
Szymek od kilku dni jest stuprocentowym przedszkolakiem. Wszystkie moje obawy - czy się odnajdzie, czy sobie poradzi, czy będzie szczęśliwy... - nie urzeczywistniły się. Dziecko jest zaskakująco zadowolone. Budzi się już przed siódmą i z uśmiechem na buzi oznajmia, że ubiera się do "przedszkolaka". Miałam wozić go na ósmą, ale zazwyczaj jesteśmy pół godziny wcześniej, bo Szym nie może wysiedzieć. A w przedszkolu? Sam ściąga buty, zakłada papcie, bierze śniadaniówkę pod pachę, dzielnie przekracza drzwi swojej sali, mówiąc "dzień dobry" i już biegnie do zabawek. Panie są zachwycone. Żadnych problemów. Co więcej - nie ma ochoty iść do domu. Pierwszego dnia był bardzo rozżalony, że zabraliśmy go do domu przed leżakowaniem.
Duma mnie rozpiera, że on taki dzielny i samodzielny. Że się nie boi. Odczuwam ulgę, bo nie mam powodów do lęku o niego. Płakać mogę tylko dlatego, że zapomina dać mi buziaka, kiedy zostawiam go z paniami. Widzę, że to była dobra decyzja posłać go do przedszkola. Jest pogodny, wyciszony. W domu byłoby inaczej, bo...
...to druga strona medalu...
...bo są bliźniaki (które właśnie się obudziły, więc znowu przerywam pisanie).
Tak więc bliźniaki...
Marudne, głośne i potwornie wymagające. Nie odstępują mnie na krok. Oczekują uwagi bez przerwy. Kiedy znikam z pola widzenia - płacz. Kiedy odmawiam czegoś - ryk. Kiedy szykuję śniadanie/obiad - wrzask. Kłócą się i wyrywają sobie zabawki. Do tego ząbkują i wciąż zaliczają zdecydowanie za dużo upadków podczas nauki chodzenia...
Marudne, głośne i potwornie wymagające. Nie odstępują mnie na krok. Oczekują uwagi bez przerwy. Kiedy znikam z pola widzenia - płacz. Kiedy odmawiam czegoś - ryk. Kiedy szykuję śniadanie/obiad - wrzask. Kłócą się i wyrywają sobie zabawki. Do tego ząbkują i wciąż zaliczają zdecydowanie za dużo upadków podczas nauki chodzenia...
Zbyt mało jest tych chwil, kiedy uśmiech mają na twarzach, kiedy piszczą z radości, kiedy bawią się razem. Zbyt wiele tych, w których emocje biorą górę i złość pojawia się w oczach. A cała trójka to już mieszanka wybuchowa! W Szymka wstępuje diabeł, a bliźniaki nie chcą być gorsze i próbują mu dorównać. Tylko wyjście na dwór ratuje sytuację :(
A ja tak bardzo się staram. Kiedy złość aż kipi, mówię łagodnym głosem. Kiedy po raz setny szarpią się i gryzą, podchodzę i rozdzielam. Kiedy tracę cierpliwość, wychodzę. Większość dnia spędzam na podłodze, układając wieże z klocków, czytając książeczki, naśladując wszystkie zwierzaki świata. I co z tego - wyrzuty sumienia i tak dręczą mnie nieustannie. Męczę się. W nieustannym stresie i hałasie. Ktoś, kto nie ma podobnie, nie zrozumie.
A ja tak bardzo się staram. Kiedy złość aż kipi, mówię łagodnym głosem. Kiedy po raz setny szarpią się i gryzą, podchodzę i rozdzielam. Kiedy tracę cierpliwość, wychodzę. Większość dnia spędzam na podłodze, układając wieże z klocków, czytając książeczki, naśladując wszystkie zwierzaki świata. I co z tego - wyrzuty sumienia i tak dręczą mnie nieustannie. Męczę się. W nieustannym stresie i hałasie. Ktoś, kto nie ma podobnie, nie zrozumie.
Ja wiem, w przyrodzie równowaga być musi. Jak jedno wychodzi, to z drugim gorzej.
Nieustannie góra - dół.
Ale tak bardzo chciałoby się chwili wytchnienia, lepszego nastroju. Chciałoby się nie wstawać rano z myślą "byle do południa", a po obiedzie nie modlić się o wieczór.
Miałam nadzieję, że kiedy starszak pogna do przedszkola, będzie mi łatwiej. Phi! Też sobie wymyśliłam! Łatwiej na pewno nie jest i coś mi się widzi, że prędko nie będzie. Jakieś licho się przyczepiło (zęby/skok/bunt) i raczej szybko nie odpuści. Już się nie łudzę. Biorę to na klatę i zamiast zwalczać, oswajam.
Sił, mamuśki - zwłaszcza te podwójne, potrójne...
Nieustannie góra - dół.
Ale tak bardzo chciałoby się chwili wytchnienia, lepszego nastroju. Chciałoby się nie wstawać rano z myślą "byle do południa", a po obiedzie nie modlić się o wieczór.
Miałam nadzieję, że kiedy starszak pogna do przedszkola, będzie mi łatwiej. Phi! Też sobie wymyśliłam! Łatwiej na pewno nie jest i coś mi się widzi, że prędko nie będzie. Jakieś licho się przyczepiło (zęby/skok/bunt) i raczej szybko nie odpuści. Już się nie łudzę. Biorę to na klatę i zamiast zwalczać, oswajam.
Sił, mamuśki - zwłaszcza te podwójne, potrójne...
Ojj znam to ...
OdpowiedzUsuńNiestety ja często przenosze to na nasz związek.
Do dzieci staram się nie wybuchac ale potem gdzies to odreagowuje.
Jak już się opamiętam przepraszam aby potem znowu było to samo.
Mam tylko nadzieje ze to się nie odbije na NAS.
Powodzenia! Siły, siły, siły.
Podziwiam, ze umiesz zachowac spokoj. Ja nie umialam, a tak sie staralam...dlatego Ania poszla do przedszkola. Mowie, ze juz czas, bo ma 3 latka, duzo energii, w domu nuda, ale tez zeby odetchnac. ..Bo Brozek jednak jeden tak w kosc nie daje. Buziaki!
OdpowiedzUsuńAniu, kiedyś przeczytałam takie zdanie:"Życie to koktajl przeciwności, od smutku do radości, raz na dole, raz na górze..." Chyba tak jest z naszym codziennym życiem, jednak istotą wszystkiego jest odnalezienie pewnej równowagi. Niekoniecznie tu i teraz, akurat w tym momencie, a Ty tę równowagę potrafisz odnaleźć, masz ją w sobie. Czasami wydaje Ci się, że brakuje cierpliwości i jest ciężko. Nie wątpię w to, ale podziwiam Cię i stawiam za wzór. "Walcz więc i oswajaj", kiedyś przyniesie to dobre rezultaty. Już zresztą przyniosło w postaci zachowania Szymka w przedszkolu. Przecież dzięki komu jest taki, a nie inny? Dzięki Tobie, dzięki Wam:-) Nie miej wyrzutów sumienia, nie dręcz się, że nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak sobie zaplanujesz. Musi jeszcze upłynąć trochę czasu, żeby ta "równowaga w przyrodzie " nastąpiła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i trzymam kciuki, aby maluchy dały Ci czasem "poleżeć do góry brzuchem" - I.
Aniu, Ty wiesz, że podziwiam się od zawsze. Tzn. odkąd przeczytałam o pierwszym bliźniaczym USG:) Jesteś super kobietą i mamą! Ja te wahania życiowe nazywałam sinusoidą. A potem sobie popłakiwałam, bo po pierwsze ulżyło, a po drugie po łzach szybko wracała mi świadomość szczęścia, jakie mnie spotkało. A jeszcze później lubiłam wydać na siebie trochę więcej, niż by wypadało jednorazowo:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci opanowania przy dzieciach. Ja zagryzam zęby, ale ciągle za późno:)
Ściskam Cię mocno!
Odkąd zostałam mamą podziwiam wszystkie mamy, szczególnie te które mają kilkoro dzieci. Ja mam dwie córki, starsza w wieku Szymka, młodsza ma 5 miesięcy. Każdy dzień to harówa, każdy ugotowany obiad i zrobione pranie to kupa stresu bo maluch stęka, jęczy, płacze i domaga się uwagi. Ciągle zajmuję się dziewczynkami, a i tak mam wciąż wyrzuty sumienia że poświęcam im za mało uwagi. Ostatnio wyrwałam się sama do Tesco na 2 godziny i po powrocie czułam się jakbym ze spa wróciła :-)
OdpowiedzUsuń