Dwa miesiące.
Bite dwa miesiące blogowej bezczynności. Blogowego detoksu. Blogowej niechęci. Blogowej stagnacji.
Zwał jak zwał.
Nie było mnie tu i już.
Mąż raz po raz przypominał, że może warto byłoby coś napisać, że tyle tematów, wydarzeń, że szkoda zaniedbywać coś, w co włożyłam tyle wysiłku...
Prawda, ale jak mus to mus. Po raz setny - nic na siłę.
Nie czuję się wyleczona. Nie nabrałam wielkiej ochoty do pisania. Zapał nie wrócił.
Czuję się przytłoczona. Obowiązkami, brakiem czasu, hałasem, ciągłym "mamo to, mamo tamto", nawet przesileniem wiosennym...
Dni uciekają jak szalone. Powrót do pracy bliżej niż dalej. A w niej wszystko od początku.
Na liczniku kolejny rok więcej (co smutne) i niemal 10 kilogramów mniej (co napawa większym optymizmem). W planach wakacje w pięcioro - najpierw nad morzem (szaleństwo!), później pod namiotem (szaleństwo do kwadratu!).
Czasami mogę góry przenosić, a czasami... z górą to ma niewiele wspólnego. Czasami tylko uciekam na górę, zamykam drzwi do sypialni, kładę się na łóżku, wzrok wbijam w sufit i znikam. Bo nie mam sił, bo kolejna kłótnia dzieci, a moja cierpliwość na włosku, bo za dużo chcę...
Fizycznie najlepiej mi, kiedy wracam z treningu. W trakcie przeklinam wszystko i wszystkich, ale po... to zupełnie inna bajka. Lżej mi. Endorfiny szaleją, duma rozpiera.
Głowa natomiast najszczęśliwsza jest wówczas, kiedy oczy uchwycą ten jeden jedyny moment w ciągu dnia, kiedy zdarzy się spontaniczny przytulas, a ucho usłyszy "Śymi, ćeś!" albo "Dziękuję, mamusiu, za kolacyjkę".
Cóż. Niewiele się zatem zmieniło. Nie liczcie na nagły przypływ weny czy wybuch entuzjazmu. Jest... po staremu.
Jestem.
A Wy?
Aniu, my cały czas. Gdybym była "obca" napisałabym i tak: takiego bloga, jak Twój się nie "odpuszcza", nie zapomina. Czeka cierpliwie, bo COŚ ważnego, KTOŚ ważny musi stać za tą ciszą i pozorną nieobecnością. Nic na siłę, jak piszesz.
OdpowiedzUsuńJa właśnie dzisiaj, po setnym "mamooooo" postanowiłam zawalczyć o swój kącik, może w rogu sypialni, taki stoliczek z lampką, miejsce do pisania. W pracy jestem na 100%, w domu na 100%... To chociaż kącik sobie zorganizuję.
I te 10kg mniej, Aniu! Cudo!
Oj, bo zaczęłam "gdybym była obca..." i właściwie nie dokończyłam:) Więc dokańczam - bo "obca" się nie czuję, więc tym bardziej i tym mocniej kciuki trzymam, żeby udało się wrócić do pisania. Dzieci urosną, wena wróci. Take your time. It's your time:)
UsuńNo kurka, wiadomo, jesteśmy, a jak :) Uścisk! MM
OdpowiedzUsuńJestem i czekam :) /gabriela
OdpowiedzUsuńPani Aniu, ja jestem w nieco innej sytuacji niż Pani, bo moje dziewczynki mają już po 6 i 9 lat, mam własną firmę w której jestem z mężem sama czyli od sprzątaczki po prezesa😉i wydawałoby się że 52 kilo na wadze do tego to pełnia szczęścia... ale nie wciąż jestem w jakimś niedoczasie, na wszystko brakuje czasu, bo wiersz na pamięć albo praca domowa, sterta prania prasowania zmywania itp. Do tego ciagle cos nie tak jesli nie w domu to w pracy. Ale jestesmy zdrowi i to sie liczy codziennie powtarzam ze moglo byc gorzej. Więc głowa do góry bo ja również jestem i czytam. Pozdrawiam serdecznie Joanna
OdpowiedzUsuńCieszę się,ze jesteś, trochę się już martwilam. Mam nadzieję widzieć Was częściej, pisz jak będziesz miała ochotę: ) chociaż rozumiem, zmęczenie potrafi udać w kość! Do tego stresy. Powrót do pracy. Ja wracam od lipca i dość mocno mnie to stresuje. Ale wiadomo, dzieci rosną. :)to do "zobaczenia" !
OdpowiedzUsuńAniu, też Cię wypatrywałam, ale rozumiem. Jestem cierpliwa, bo wiem, jak jest:-)
OdpowiedzUsuńJeszcze długo, długo będzie tak, a nie inaczej. Raz lepiej, łatwiej, raz gorzej. Taki los matki. A praca? Zobaczysz, ze wszystko uda się pogodzić, mimo ze na poczatku może być ciężko. Kto jak nie Ty ma umiejętność takiego organizowania czasu, zeby wszystko jakoś grało:-)
Pomysł na wakacje super. Morze morzem, ale ten pobyt pod namiotem to jest to, co w przyszłosci bedziecie dłuuugo wspominać. Wiem coś o tym:-) A dla dzieci, szczególnie Szymka, wielka przygoda. Życzę, aby plany się spełniły, a pisanie poczeka, wena nie zaginie...Nic na siłę. Pozdrawiam, usciski dla dzieci:-) - I.
Jestem. Codziennie sprawdzam,czy jest nowy post. Wróciłam do pracy i paradoksalnie czuje się z tym całkiem dobrze, choć obowiązków przybyło. Ale i cierpliwości jakby więcej...nie warto się tego bać. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńCześć, fakt dawno nic nie pisałaś, ale tym postem sprawiłaś nam radość, że jesteś, że jeszcze tworzysz i choć rzadziej to jak zawsze miło i dobrze się czytało :) O sobie nigdy nie można zapominać, być matką na 100%, dla męża na 100%, dla wszystkiego na 100% ale i dla siebie na 100%, trzeba tylko rozdzielić troszkę czas, choć łatwo nie jest. A powrotem do pracy się nie martw. Ja od marca już pracuję i powiem, że to miła odskocznia w ciągu dnia. Wracam po pracy i z większą radością zajmuję się córeczką i domem. Udało się jakoś zorganizować i pogodzić wszystkie obowiązki. Po prostu nic na siłę, nic za wszelką cenę, a wszystko się da pogodzić, bo kto jak nie my kobiety miałby tego dokonać :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne wpisy :)) powodzenia!
OdpowiedzUsuń