Miejscówka świetna. Pogoda niezła. Plaża ładna i jeszcze czysta.
Nasze pierwsze wakacje w piątkę za nami.
Przed wyjazdem miałam sporo obaw - jak nam minie podróż, jak dzieci odnajdą się na miejscu, czy będą umiały spać w innym pomieszczeniu...
Nie było tak źle :)
W czasie sześciogodzinnej jazdy spały tylko niecałą godzinkę. Resztę wypełniły śpiewy, gimnastyka i paluszki. Usłyszeliśmy chyba milion "wyjść!" i "już bliziutko?", ale daliśmy radę.
Na miejscu dzieci oszalały z radości, kiedy zobaczyły plac zabaw. W domku po pięciu minutach czuły się jak u siebie. Na plażę (choć urokliwą drogą) było dość daleko - tylko jeden jedyny raz wybraliśmy się piechotką. Szliśmy wieki, bo każdy listek, każdy żuczek taki ciekawy! Później wózkiem i biegówką szło się znacznie energiczniej.
Nad samym morzem standard - woda za mokra, a piasek za suchy ;) Tylko Szymek ogarnął temat biegania na bosaka, reszta brygady ogłosiła bunt. Na szczęście z każdym kolejnym dniem było lepiej (znaczy się odważniej), chociaż moczenia girek w morzu nie było.
Zaliczyliśmy rejs statkiem pirackim. I frytki. I pizzę. I lody smerfowe (na szczęście tylko jedną gałkę!).
Noce, których baliśmy się najbardziej, okazały się znośne. Co prawda ekipa zasypiała później i budziła się dużo wcześniej niż w domu, ale wszyscy spali niemal całe noce. Przed zaśnięciem urządzali sobie koncert życzeń, co wywoływało na naszych buziach wielki uśmiech.
Niemal codziennie padało i zaraz potem wychodziło słońce. Ta pogodowa huśtawka spowodowała, że mój instynkt macierzyński wariował. Nie wiedziałam, czy ubierać ciepło, czy puszczać tylko w majtkach. Efekt - kaszel i katar u chłopaków. Sami też trochę się zaziębiliśmy. Franko dwa razy zaliczył lekarza - raz z powodu zaczerwienionych oczu (zapalenie spojówek), a drugi - z powodu kaszlu właśnie.
Opalenizny nadmorskiej nie przywieźliśmy, ale co tam, nie ona najważniejsza.
Wieczory - choć "na smyczy" - mieliśmy dla siebie. Nie zobaczyłam ani jednego zachodu słońca, nie pospacerowałam z mężem za rękę po plaży, nie zrobiłam sobie z nim ani jednego zdjęcia... Cóż... Obejrzeliśmy za to mecz naszych z Portugalią (to nie na moje nerwy!), wypiliśmy po lampce wina i każdego wieczora wzdychaliśmy ze zmęczenia po bardzo intensywnym dniu.
Wakacje z trójką małych dzieci to nie bajka, ale... dobrze było!
Widać wczasy udane.
OdpowiedzUsuńZ roku na rok będzie łatwiej -- tak SE zawsze tłumacze ;-)
Blondaski :) Mogę spytać, jakim aparatem robi pani zdjęcia?
OdpowiedzUsuńSony Alfa :)
UsuńTak, wczasy z dziecmi niewiele maja wspolnego z odpoczynkiem:) ale wazna jest zmiana otoczenia, klimatu, dla mnie tez tworzenie wspomnień, bo z tegorocznych wakacji tak moja Ania, jak Wasz Szymek beda juz wspominac. Moja pamiec w kazdym razie siega czwartego roku zycia:)
OdpowiedzUsuńU nas problem na plaży byl innego rodzaju-Brozus najchetniej wytaplalby sie caly w tej zimnej wodzie:) Na szczescie moj maz zrobil troche zdjec, wiec moge "przezyc"na spokojnie i zobaczyc, ze jednak bylo pięknie:) ale droge jednak podzielilismy na dwa dni;p
Sama nie wiem, co gorsze - czy ta niechęć do morza, czy zbytnia miłość ;)
UsuńNa pewno było pięknie!
puiękne wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńWczasy z trójką łobuziaków to może i nie bajka, ale jak głosi napis na koszulce Szymka: "do odważnych świat należy" i chyba nic więcej nie trzeba dodawać :) U nas w tym roku Bułgaria, podróż samolotem, jestem pełna obaw, choć tylko z jednym dzieckiem to jednak przed nami spore wyzwanie, ale wspomnienia pozostaną i tego nikt nam nie odbierze :)
OdpowiedzUsuńAle w tej koszulce jest Franek :D :)
UsuńWłaśnie, właśnie - Franczesek ;)
UsuńUdanego lotu i pięknych wakacji!
Fakt, tacy podobni, że na pierwszy rzut oka ich pomyliłam :P Oczywiście Franek :)
UsuńSuper zdjęcia!!!! dzieciaki wspaniałe a chłopcy skradli moje serce, Jagódka też ;) którą plażę wybraliście? my stoimy przed dylematem gdzie obrać kierunek MORZE :))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Aga